1

Pius XI: jedność chrześcijan – tylko za wstawiennictwem Zwyciężczyni wszystkich herezji

Pius XI

Do Czcigodnych Braci Patriarchów, Prymasów, Arcybiskupów, Biskupów i innych Arcypasterzy, którzy żyją w zgodzie i łączności ze Stolicą Apostolską, O POPIERANIU PRAWDZIWEJ JEDNOŚCI RELIGII.

Czcigodni Bracia,
pozdrowienie Wam i błogosławieństwo Apostolskie!

Dusz ludzkich może nigdy jeszcze nie przenikało tak silne pragnienie wzmocnienia i spożytkowania ku dobru wspólnemu społeczeństwa ludzkiego tych węzłów braterstwa, które nas z powodu jednego i tego samego pochodzenia i tej samej natury jak najściślej łączą, jak to, które zauważyć możemy właśnie w naszych czasach. Ponieważ narody nie mogą jeszcze w całej pełni cieszyć się dobrodziejstwami pokoju, ponieważ, przeciwnie, tu i tam odżywają dawne i powstają nowe waśnie, powodujące powstania i wojny domowe, ponieważ nadto nie udaje się rozwiązać całego szeregu spraw spornych, dotyczących spokoju i dobrobytu narodów, o ile, ci, w których ręku spoczywa kierownictwo i ster państwa, nie poświęcają się zgodnie temu zadaniu, łatwo zrozumieć – tym bardziej, skoro nie ma różnicy zdań co do jedności rodzaju ludzkiego – dlaczego tak wiele ludzi pragnie, by w imię tego braterstwa, które obejmuje wszystkich, rozmaite narody coraz to ściślej się zespoliły.

Coś całkiem podobnego pragną pewne koła wytworzyć w zakresie porządku, ustanowionego przez Chrystusa Pana Nowym Testamentem. Wychodzą z założenia, dla nich nie ulegającego wątpliwości, że bardzo rzadko tylko znajdzie się człowiek, któryby nie miał w sobie uczucia religijnego, widocznie żywią nadzieję, że mimo wszystkich różnic zapatrywań religijnych, nie będzie trudno, by ludzie przez wyznawanie nie których zasad wiary, jako pewnego rodzaju wspólnej podstawy życia religijnego w braterstwie się zjednali. W tym celu urządzają zjazdy, zebrania i odczyty z nieprzeciętnym udziałem słuchaczy i zapraszają na nie dla omówienia tej sprawy wszystkich, bez różnicy, pogan wszystkich odcieni, jak i chrześcijan, ba, nawet tych, którzy – niestety – odpadli od Chrystusa, lub też uporczywie przeciwstawiają się Jego Boskiej naturze i posłannictwu. Katolicy nie mogą żadnym paktowaniem pochwalić takich usiłowań, ponieważ one polegają na błędnym zapatrywaniu, że wszystkie religie są mniej lub więcej dobre i chwalebne, że one w równy sposób, chociaż w różnej formie, ujawniają i wyrażają nasz przyrodzony zmysł, który nas pociąga do Boga i do wiernego uznania Jego panowania. Wyznawcy tej idei nie tylko są w błędzie i łudzą się, lecz odstępują również od prawdziwej wiary, wypaczając jej pojęcie i wpadając krok po kroku w naturalizm i ateizm. Z tego jasno wynika, że od religii przez Boga nam objawionej, odstępuje zupełnie ten, ktokolwiek podobne idee i usiłowania popiera.

Niektórzy tym łatwiej dają się uwieść złudnym pozorom słuszności, gdy chodzi o popieranie jedności wszystkich chrześcijan. Czyż nie jest rzeczą słuszną – wciąż się to powtarza, – ba – nawet obowiązkiem, by wszyscy, którzy wyznają imię Chrystusa, zaprzestali wzajemnych oskarżeń i raz przecież połączyli się we wspólnej miłości? Gdyż, któżby się ośmielił powiedzieć, że miłuje Chrystusa, jeśli wedle sił swoich nie stara się urzeczywistnić życzenia Chrystusa, który prosi Ojca, by Jego uczniowie byli “jedno” (“unum”)?(1). A czyż ten sam Chrystus nie chciał, by Jego uczniów poznawano po tym, że się wzajemnie miłują i aby tym różnili się od innych: “In hoc cognoscent omnes, quia discipuli mei estis, si dilectionem habueritis ad invicem” (Po tym poznają wszyscy, że jesteście moimi uczniami, jeżeli będziecie się wzajemnie miłowali”)?(2). “Oby – tak dodają – wszyscy chrześcijanie byli “jedno”! Mieliby przecież większą możność przeciwstawiać się zarazie bezbożności, która z dnia na dzień coraz to bardziej się rozprzestrzenia i coraz to szersze zatacza kręgi i gotowa obezwładnić Ewangelię”. W ten i podobny sposób rozwodzą się ci, których nazywają wszechchrześcijanami (panchristiani). A nie chodzi tu tylko o niezliczone i odosobnione grupy. Przeciwnie, powstały całe związki i rozgałęzione stowarzyszenia, którymi zazwyczaj kierują niekatolicy, chociaż różne wiary wyznający. Poczynania te ożywione są takim zapałem, że zyskują niejednokrotnie licznych zwolenników i pod swym sztandarem zgrupowały nawet potężny zastęp katolików, których zwabiła nadzieja unii, pojednania chrześcijaństwa, co przecież zgodne jest z życzeniem Świętej Matki, Kościoła, który wszak niczego bardziej nie pragnie, jak tego, by odwołać swe zbłąkane dzieci i sprowadzić je z powrotem do swego grona. W tych nęcących i zwodniczych słowach tkwi jednak złowrogi błąd, który głęboko rozsadza fundamenty wiary katolickiej.

Ponieważ więc sumienie Naszego Urzędu Apostolskiego każe Nam nie dopuścić do tego, by owczarnia Pana uległa zgubnym złudzeniom, odwołujemy się do Waszej gorliwości, Czcigodni Bracia, byście nie omieszkali zwrócić bacznej uwagi na to zło, ufamy bowiem, że przy pomocy słów i listów każdego z Was łatwiej do wiernego ludu dotrą i zrozumiane będą te zasady i rozważania, które wnet wyłuszczamy. Tak więc katolicy dowiedzą się, co mają sądzić i jak się mają zachować wobec poczynań, zmierzających ku temu, by wszystkich, którzy mienią się chrześcijanami, w jakikolwiek sposób zespolić w jedną całość.

Bóg, Stwórca wszystkiego, powołał nas do życia w tym celu, byśmy Go poznali i umiłowali Go. Nasz Stwórca ma więc wszelkie prawo do tego, byśmy Mu służyli. Otóż Bóg, kieruje człowiekiem, mógł był poprzestać na przepisach prawa naturalnego, które w sercu człowieka, stwarzając go, wypisał, i mógł był dalszy zwykły rozwój tego prawa uregulować Opatrznością. Zamiast tego, wolał On dać przepisy, byśmy ich słuchali w ciągu wieków, mianowicie od początków rodzaju ludzkiego, aż do przyjścia i nauczania Jezusa Chrystusa, sam nauczył człowieka przykazań, które naturę, obdarzony rozumem, obowiązują wobec Niego – Stwórcy: “Multifariam multisque modis olim Deus loquens patribus in Prophetis, novissime, diebus istis locutus est nobis in Filio” (Kilkakrotnie i w rozmaity sposób przemawiał Bóg niegdyś do Ojców przez Proroków, a ostatnio w tych dniach przemawiał do nos przez Syna)(3).

Z tego wynika, że żadna religia nie może być prawdziwa, prócz tej, która polega na objawionych słowach Boga. To objawienie, które rozpoczęło się z początkiem rodzaju ludzkiego i kontynuowało się w Starym Testamencie, Jezus Chrystus sam w Nowym Testamencie ukończył, to poręcza historia – rzeczą dla każdego jasną jest, że jest obowiązkiem człowieka bezwarunkowo wierzyć w objawienie Boga i słuchać Jego przykazań bez zastrzeżeń: byśmy jednak na chwałę Boga i dla naszego zbawienia mogli obie te rzeczy słusznie wypełnić, Jednorodzony Syn Boga ustanowił na ziemi swój Kościół. A więc sądzimy, że ci, którzy mienią się chrześcijanami, nie mogą nie wierzyć, że Chrystus ustanowił Kościół i to jedyny. Gdy jednak dalej pytamy się, jakiego rodzaju ten Kościół z woli swego Założyciela ma być, nie wszyscy są jednego zdania. Wielu np. jest zdania, że Kościół Chrystusa nie musi być widomy) przynajmniej o tyle, że nie musi występować w formie jednego ciała wiernych, wyznających jedną i tę samą naukę i pozostających pod jednym nauczycielem i jednym kierownikiem. A pod widomym Kościołem nie rozumieją niczego innego, jak tylko fakt związku, złożonego z rozmaitych chrześcijańskich wspólnot, choćby te wspólnoty wyznawały różne, albo wzajemnie zwalczające się nauki. Ale Chrystus ustanowił swój Kościół jako społeczność, z istoty swej na zewnątrz widomą, aby pod kierownictwem jednej głowy(4), przez nauczanie żywym słowem(5), i przez udzielanie Sakramentów, tych źródeł łask niebieskich(6), kontynuowała w przyszłości dzieło odkupienia ludzkości. Dlatego to porównywał go z państwem(7), z domem(8), z owczarnią(9), z trzodą(10). Ten tak cudownie ustanowiony Kościół nie mógł po śmierci swego Założyciela i Apostołów, tych pierwszych pionierów swego rozpowszechnienia, upaść lub być obalonym, boć przecie Jego zadaniem było, wszystkich ludzi, bez różnicy czasu i przestrzeni doprowadzić do zbawienia: “Euntes ergo docete omnes gentes” (“Idźcie przeto i nauczajcie wszystkie narody”)(11). Czyż więc Kościołowi w jego ciągłym, nieprzerwanym wypełnianiu swego przeznaczenia może zabraknąć skutecznej siły, skoro go przecież sam Chrystus wciąż wspomaga, On, który uroczyście przyobiecał: “Ecce vobiscum sum omnibus diebus, usque ad consumationem saeculi” (“Oto jestem z wami po wszystkie dni, aż do końca świata”)?(12). Nie może więc być inaczej, jak tylko, że Kościół Chrystusa nie tylko dzisiaj ale i po wsze czasy, istnieje, lecz musi być z konieczności ten sam, jak był za czasów Apostołów, chyba, że ktoś powiedziałby – co nie daj Boże – że! Chrystus Pan nie sprostał swym zamiarom, lub też, że pomylił się wówczas, gdy zapewniał, że bramy piekieł nigdy go nie zwyciężą(13).

W tym miejscu należy objaśnić i usunąć błędne zapatrywania, na których wspiera się cała podstawa tych spraw i to różnorodne wspólne dążenie niekatolików ku zjednoczeniu chrześcijańskich Kościołów, o czym była mowa. Inicjatorzy tej idei prawie wciąż przytaczają słowa Chrystusa: “Ut omnes unum sint… Fiet unum ovile et unus pastor” (Aby wszyscy byli jedno… Jedna niech będzie owczarnia i jeden pasterz)(14), ale w ten sposób, jakby te słowa wyrażały “życzenie i prośbę, które mają się dopiero spełnić. Są bowiem zdania, że jedność wiary i kierownictwa – co jest znamieniem prawdziwego i jednego Kościoła Chrystusa – nigdy poprzednio nie istniała i dzisiaj także nie istnieje. Może to według ich zdania być wprawdzie życzeniem, które może też kiedyś wspólną wolą wiernych się urzeczywistnić, lecz tymczasem – tak sądzą – jest to tylko pięknym marzeniem. Mówią też, że Kościół sam przez się, już ze względu na swą naturę rozpada się na części, tj. składa się z wielu odrębnych kościołów, czy też odrębnych wspólnot, które wprawdzie w kilku zasadniczych punktach nauki są, zgodne, ale w innych punktach się różnią. Istnieją one według ich zdania na równych prawach. Kościół – tak sądzą – co najwyżej tylko w okresie od czasów apostolskich aż do soborów powszechnych był jeden jedyny i zgodny. Mówią, że należy więc dawne sprawy sporne i różnice zdań, które po dziś dzień są kością niezgody wśród rodzin chrześcijańskich, pozostawić na boku, z innych zaś nauk ulepić i przedłożyć wspólna regułę wiary, której wyznawanie zbratałoby wszystkich i przez co wszyscy czuliby się braćmi. Rozmaite zaś Kościoły i wspólnoty po połączeniu się w ogólny związek miałyby możność przeciwstawić się poważnie i skutecznie naporowi niewiary. Oto, Czcigodni Bracia, ich wspólne zapatrywania. Są zresztą i tacy, którzy oczywiście przyznają, że protestantyzm zbyt nieopatrznie odrzucił niektóre istotne artykuły wiary i niektóre na wskroś możliwe do przyjęcia i cenne obrządki zewnętrznego kultu, przy których natomiast Kościół katolicki jeszcze trwa. Dodają jednak zaraz, że i ten Kościół działając nieprawnie, skaził pierwotną, wiarę chrześcijańską: dołączył bowiem niektóre artykuły, których Ewangelia nie zna, a które jej nawet wręcz się sprzeciwiają. Do nich zaliczają na sam przód naukę o Prymacie, jurysdykcji przyznanej Piotrowi i Jego następcom na Stolicy Rzymskiej. Niektórzy z nich, chociaż nieliczni, chcą wprawdzie przyznać Biskupowi Rzymskiemu albo pierwszeństwo honorowe, albo jurysdykcje, albo też w ogóle jakąś władzę, która jednak wyprowadzają nie z prawa Boskiego, lecz niejako z woli wiernych. Inni znowu zgodziliby się nawet, by Papież przewodniczył ich, co prawda, nieco niesamowitym, zjazdom. Jeżeli zresztą spotkać można wielu niekatolików, którzy w pięknych słowach głoszą braterską wspólność w Chrystusie, to przecież nie ma ani jednego, któremu przez myśl by przeszło poddać się posłusznie w nauce i kierownictwie Namiestnikowi Jezusa Chrystusa. W międzyczasie oświadczają, że chcą wprawdzie rokować z Kościołem Rzymskim, lecz z zastrzeżeniem równości wzajemnych praw, to znaczy jako równouprawnieni. Gdyby jednak mogli rokować, to bez wątpienia w rokowaniach dążyliby do takiej umowy, która umożliwiłaby im trwanie przy tych zapatrywaniach z powodu których błąkają się jeszcze ciągle poza jedyną owczarnią Chrystusa.

W tych warunkach oczywiście ani Stolica Apostolska nie może uczestniczyć w ich zjazdach, ani też [nie] wolno wiernym zabierać głosu lub wspomagać podobnych poczynań. Gdyby to uczynili, przywiązaliby wagę do fałszywej religii chrześcijańskiej, różniącej się całkowicie od jedynego Kościoła Chrystusa. Czyż możemy pozwolić na to – a byłoby to, rzeczą niesłuszną i niesprawiedliwą, by prawda, a mianowicie prawda przez Boga objawiona, stała się przedmiotem układów? Chodzi tu o ochronę objawionej prawdy. Jezus Chrystus wysłał swych Apostołów na cały świat, by wszystkim narodom głosili radosną wieść, i chciał, by ich uprzednio dla uniknięcia wszelkiego błędu, Duch Święty wtajemniczył w całą prawdę(15). Czy nauka Apostołów zupełnie zginęła, lub też kiedykolwiek została przyćmiona w Kościele, którym rządzi i którego chroni sam Bóg? Jeśli jednak nasz Zbawiciel wyraźnie ustanowił, by Jego Ewangelia głoszona była nie tylko za czasów Apostolskich, ale i w przyszłych czasach, czyżby treść wiary mogła z biegiem stuleci ukształtować się tak mglisto i niepewnie, że dzisiaj ścierpieć by trzeba było nawet sprzeczne ze sobą zapatrywania? Gdyby się tak rzecz miała, to trzeba by również powiedzieć, że stąpienie Ducha Świętego na Apostołów i ciągłe przebywanie tegoż Ducha św. w Kościele, ba – nawet, że nauka samego Jezusa Chrystusa od wielu stuleci zatraciła zupełnie swa skuteczność i swą wartość. Takie twierdzenie byłoby bluźnierstwem.

W rzeczywistości Jednorodzony Syn Boga polecił swym Apostołom, by nauczali wszystkich ludzi, po wtóre wszystkich ludzi zobowiązał, by z wiarą przyjmowali to wszystko, co im podane będzie “a testibus praecrdinatis a Deo” (Przez świadków cci Boga wyznaczonych)(16), a rozkaz swój przypieczętował słowami: “Qui crediderit et baptizatus fuerit, salvus erit, qui vere non crediderit, condemnabitur” (Kto uwierzy i da się ochrzcić, zbawion będzie, kto jednak nie uwierzy, będzie potępion)(17). Oba te rozkazy Chrystusa, rozkaz nauczania i rozkaz wierzenia, które musza być wypełnione dla zbawienia wiecznego, byłyby niezrozumiałe, gdyby Kościół nie wykładał tej nauki w całości i jasno i gdyby nie był wolny od wszelkiego błędu. W tym błądzą i ci, którzy sądzą, iż dobro wiary znajduje się wprawdzie na ziemi, lecz, że trzeba go poszukiwać z takim wysiłkiem wśród tak głębokich badań i roztrząsań, iż dla odszukania i spożytkowania go nie wystarczy wiek ludzki. Jak gdyby Miłosierny Bóg przemawiał był przez Proroków i przez Swego Syna Jedynego po to, aby tylko niewielu i to w latach podeszłych mogło przyswoić sobie przekazane objawienia, a nie po to raczej, by przedłożyć obowiązującą naukę wiary i obyczajów, którą człowiek przez całe swe życie ma się kierować.

Zdawać by się mogło, że wszechchrześcijanie (panchristiani), dążąc ku połączeniu wszystkich Kościołów, zmierzają ku wzniosłemu celowi, jakim jest pomnażanie miłości wśród wszystkich chrześcijan. Jakżeż jednak byłoby rzeczą możliwą, by po zniszczeniu wiary zakwitła miłość. Wszyscy przecież wiemy, że właśnie Jan, Apostoł miłości, który zdaje się, że w swej Ewangelii odsłonił tajemnice Najświętszego Serca Jezusowego, a który uczniom swym zwykł był wpajać nowe przykazanie: “Miłujcie się nawzajem”, że właśnie on ostro zabronił utrzymywać stosunki z tymi, którzy by nie wyznawali wiary Chrystusa w całości i bez uszczerbku: “Si quis venit ad vos et hanc doctrinam non affert, nolite recipere eum in domum, nec Ave ei dixeritis”. Jeśli do was przyjdzie ktoś i nie wniesie z sobą tej nauki, nie przypuśćcie go do domu i nie powiedźcie: bądź pozdrowiony)(18). Ponieważ więc miłość wspiera się na fundamencie nietkniętej i prawdziwej wiary, przeto wiec uczniowie Chrystusa muszą być przede wszystkim spojeni “węzłami jedności wiary. Jakżeż można sobie wyobrazić chrześcijański “związek”, w którym członkowie, nawet wówczas, gdy chodzi o wiarę, mogliby zachować własne zdanie, choćby ono sprzeciwiało się zdaniu innych? Jakżeż ci, którzy są przeciwnego zdania, mogliby należeć do jednego i tego samego związku wiernych? Jakżeż np. należeć by mogli do niego ci, którzy temu przeczą? Albo ci, którzy hierarchię kościelna biskupów, księży i ich pomocników uważają jako przez Boga ustanowioną i ci, którzy twierdzą, że wprowadzono ją stopniowo, odpowiednio do potrzeb czasu i miejsca? Jakżeż ci, którzy w Najświętszym Sakramencie Ołtarza z powodu cudownego przeistoczenia chleba i wina w tzw. transsubstancji, czczą Chrystusa, jako prawdziwie obecnego, i ci, według zdania których Chrystus obecny jest tylko przez wiarę, lub też przez znak i siłę Sakramentu? Jakżeż ci, którzy w Eucharystii uznają istotę Ofiary i Sakramentu i ci, którzy Ją za nic innego nie uważają, jak tylko za wspomnienie Ostatniej Wieczerzy, lub też uroczystość ku jej pamięci? Jakżeż ci, którzy za rzecz słuszną i zbawienną uważają, kornie zwracać się do Świętych, panujących z Chrystusem, zwłaszcza do Bogarodzicy Maryi, oraz czczą ich obrazy i ci, którzy przeczą, by kult ten byt dozwolony, jakoby ubliżał on czci Jezusa Chrystusa “jedynego pośrednika miedzy Bogiem a ludźmi”(19). Nie wiemy, jaka droga wiedzie z takiej różnorodności zdań do jedności Kościoła, ponieważ Kościół może przecież wywodzić się tylko z jednej nauki chrześcijańskiej wiary. Wiemy jednak jak tam łatwo dochodzić można do zaniedbania religii, lub do indyferentyzmu, lub też do modernizmu, której ubolewania godne ofiary nie uważają prawdy dogmatycznej za absolutną, lecz za relatywną, tzn. za zmienną według rozmaitych miejscowych i czasowych potrzeb, jakoby ona nie stanowiła treści niezmiennego objawienia, lecz przystosowywała się do życia ludzkiego. Co się zaś tyczy artykułów wiary, to bezwarunkowo nie dozwolona jest różnica, która chciano zaprowadzić między tzw. zasadniczymi a nie zasadniczymi punktami wiary, jak gdyby pierwsze z nich musiały być uznane przez wszystkich, natomiast te drugie mogłyby pozostać do swobodnego uznania wiernych. Nadnaturalna cnota wiary ma swą przyczynę formalną w autorytecie objawiającego Boga i nie dopuszcza podobnej różnicy. Dlatego wszyscy prawdziwi chrześcijanie równie wierzą w tajemnicę Przenajświętszej Trójcy, jak i w Niepokalanie Poczęcie Bogarodzicy, i z równą wiarą odnoszą się do Wcielenia Chrystusa, jak do nieomylności Papieża Rzymskiego, tak jak ją Sobór Watykański (pierwszy – przyp. red. GM) określił. Czyż wiara ich w te przytoczone artykuły wiary ma być mniej silną i pewną dlatego, że Kościół jeden z tych artykułów w tym, inny zaś w owym, może niedawnym czasie uroczystym dekretem ostatecznie określił? Czyż Bóg ich wszystkich nie objawił? Chociaż urząd nauczycielski Kościoła – który według planu Boga ustanowiony został na ziemi w tym celu, by prawdy objawione utrzymane były po wsze czasy nieskażone i łatwo, a pewnie przedostawały się do wiadomości ludzi – wykonywany jest dzień w dzień przez Papieża i przez pozostających z Nim w styczności biskupów, to jednak zdaniem tego urzędu jest celowo przystępować w uroczystej formie i w uroczystym dekrecie do określenia pewnych artykułów, jeśli wyniknie konieczność skuteczniejszego przeciwstawienia się błędom i atakom innowierców, lub też, gdy chodzi o to, by w jaśniejszy i głębiej ujęty sposób wpoić wiernym pewne punkty nauki świętej. To nadzwyczajne wykonywanie urzędu nauczycielskiego nie oznacza jednak, by wprowadzano jakąś nowość. Przez to nie wprowadza się też niczego nowego do tej ilości prawd, które zawarte są domniemanie przynajmniej, w skarbie Objawienia, przekazanym Kościołowi przez Boga. Przez to wyjaśnia się tylko prawdy, które dotąd mogły w oczach wielu uchodzić za mgliste, lub też stwierdza się prawdy wiary, którym uprzednio ten, czy ów przeoczył.

Jasną rzeczą więc jest, Czcigodni Bracia, dlaczego Stolica Apostolska swym wiernym nigdy nie pozwalała, by brali udział w zjazdach niekatolickich. Pracy nad jednością chrześcijan nie wolno popierać inaczej, jak tylko działaniem w tym duchu, by odszczepieńcy powrócili na łono jedynego, prawdziwego Kościoła Chrystusowego, od którego kiedyś, niestety, odpadli. Powtarzamy, by powrócili do jednego Kościoła Chrystusa, który jest wszystkim widomy i po wsze czasy, z woli Swego Założyciela, pozostanie takim, jakim go On dla zbawienia wszystkich ludzi ustanowił. Mistyczna Oblubienica Chrystusa przez całe wieki pozostała bez zmazy i nigdy też zmazy doznać nie może. Daje już o tym świadectwo Cyprian: “Oblubienica Chrystusa – pisze on – nigdy nie może być pozbawiona czci. Jest ona nieskalana i czysta. Zna tylko jedno ognisko, świętość tylko jednej komnaty przechowuje w czystości”(20). I ten święty świadek słusznie się dziwił, jak ktoś wierzyć może, “że ta jedność, której fundamentem jest niezmienność Boga, której spoistość poręczona jest tajemnicą niebios, mogłaby być w Kościele zerwana i rozbita przez waśń poróżnionych ludzi”(21). Skoro to mistyczne ciało Chrystusa, Kościół, jedno jest,(22) spojone i złączone jak ciało fizyczne, bardzo niedorzecznym człowiekiem okazałby się ten, kto by chciał twierdzić, że ciało mistyczne Chrystusa może się składać z odrębnych, od siebie oddzielonych członków. Kto więc nie jest z Kościołem złączony, ten nie może być Jego członkiem i nie ma łączności z głową – Chrystusem. W tym jednym Kościele Chrystusa jest i pozostanie tylko ten, kto uznaje autorytet i władzę Piotra i jego prawnych następców, słuchając i przyjmując ją. Czyż Rzymskiemu Papieżowi, najwyższemu Pasterzowi dusz, nie podporządkowali się przodkowie tych, którzy zaplątali się w błędne nauki Focjusza i tzw. reformatorów? Synowie opuścili – niestety – dom ojcowski, lecz dom się nie rozpadł i nie zginął, gdyż w nieustannej pomocy Boga ma swą ostoję. Niechajże powrócą do wspólnego Ojca, który ich przyjmie z całą miłością, nie pomnąc na krzywdy, jakie wyrządzili poprzednio Stolicy Apostolskiej. Jeśli, jak to wciąż powtarzają, pragną z Nami i z naszymi się połączyć, dlaczegoż nie powracają jak najśpieszniej do Kościoła, “tej Matki i Mistrzyni wszystkich wierzących w Chrystusa?”(23). Niechaj usłyszą, co mówi Laktancjusz: “Tylko… katolicki Kościół – woła on – przestrzega prawdziwej wiary. On jest świątynią Boga. Kto do niego nie wstąpi, lub go opuszcza, ten zdała od nadziei życia i zbawienia”(24).

Do Stolicy Apostolskiej ustanowionej w tym mieście, którą Książęta Apostołów, Piotr i Paweł, krwią swą uświęcili, do Stolicy Apostolskiej, powiadamy, do korzenia i Matki Kościoła katolickiego niechaj zbliżą się synowie odłączeni, nie w tej myśli i nadziei, że Kościół Boga Żywego, ten filar i podpora prawdy”(25) poświęci czystość wiary i cierpieć będzie ich błędy, lecz po to, by oddać się w opiekę Jego urzędu nauczycielskiego i Jego kierownictwa. Oby Nam dane było to szczęście, którego nie doczekało się wielu z Naszych poprzedników, byśmy mogli z ojcowską miłością uściskać synów, nad których odłączeniem się z powodu nieszczęsnego rozbratu głęboko ubolewamy. Oby Bóg, nasz Zbawiciel, który chce, by wszyscy byli zbawieni i doszli do poznania prawdy”(26) nas wysłuchał, tak, jak Go gorąco błagamy, by zechciał w Swej dobroci przywołać wszystkich błądzących do jedności Kościoła. W tej ważnej i doniosłej sprawie prosimy o wstawiennictwo Najświętszej Dziewicy Maryi, Matki Łaski Bożej, Zwyciężczyni wszystkich herezji i Wspomożenia Wiernych i wzywamy wszystkich chrześcijan, by się do Niej modlili, aby Ona przez swe wstawiennictwo dała Nam doczekać się jak najprędzej tego upragnionego dnia, w którym ludzie pójdą za głosem Jej Boskiego Syna i “zachowają jedność ducha węzłem pokoju”(27).

Wiecie, Czcigodni Bracia, jak bardzo tego pragniemy i niechaj się o tym Nasi synowie dowiedzą, nie tylko katolicy, lecz także ci, co się od Nas odłączyli. Jeśli w kornej modlitwie błagać będą o światło Nieba, to z pewnością poznają jedyny prawdziwy Kościół Jezusa Chrystusa i wstąpią do Niego, łącząc się z Nami w doskonałej miłości. W tej nadziei na znak łaski Bożej i w dowód Naszej ojcowskiej przychylności udzielamy Wam, Czcigodni Bracia, Waszemu duchowieństwu i ludowi z serca Naszego błogosławieństwa Apostolskiego.

Dan w Rzymie, u św. Piotra, 6 stycznia, w uroczystość Zjawienia się Pana Naszego, Jezusa Chrystusa, w roku 1928, w szóstym roku Naszego Pontyfikatu.

PIUS PP. XI

Źródło: opoka.org.pl (Serwis Fundacji Opoka, powołanej przez Konferencję Episkopatu Polski) (język uwspółcześniono)

Ilustracja: Pius XI, Kościół Santa Maria Maggiore, Rzym, Creative Commons Attribution 3.0 Unported

Przypisy:

1. Jan. 17, 21.

2. Jan. 13, 35.

3. Hbr. 1,1 nast.

4. Mat. 16, 18 nast. Łuk. 22, 32. Jan. 21, 15 – 17

5. Mk. 16,15

6. Jan. 3, 3, 6, 48 – 59, 20, 22 cfr. Mat. 18. 16.

7. Mat. 13.

8. Cf. Mat. 16,18.

9. Jan 21, 15 – 17.

10. Jan 21, 15 – 17.

11. Mat. 28, 19.

12. Mat. 28, 20.

13. Mat. 16, 18.

14. Jan. 17, 21, 10, 16.

15. Jan. 16, 13.

16. Dz. 10, 41.

17. Mark. 16, 16.

18. II Jan. 10.

19. Cf. 1 Tym. 2, 3.

20. De cath. Ecclesić unitate 6.

21. Ibidem.

22. 1 Kor. 12, 12.

23. Conc. Lateran. IV, c. 5.

24. Divin. Instit. 4, 30, 11 – 12.

25. I Tym. 3,15.

26. I Tym. 2,4

27. Ef. 4, 3.




Znaki naszych czasów

Abp Fulton Sheen

Kazanie radiowe z 26 stycznia 1947 r.

Dlaczego tak niewiele osób rozumie powagę obecnego kryzysu? Po części dlatego, że ludzie nie chcą uwierzyć, że czasy w których żyjemy są niegodziwe. Po części dlatego, że wymaga to zbyt wiele samooskarżenia. A głownie dlatego, że ludzie nie posiadają poza sobą standardów, za pomocą których mogliby osądzić czasy, w których żyją. Tylko osoby żyjące wiarą, naprawdę wiedzą, co się dzieje w świecie. Nasz Zbawiciel mógłby dzisiaj nam powiedzieć to, co usłyszeli od Niego faryzeusze i saduceusze, gdy poprosili o znak: „Gdy wieczór nadejdzie, mówicie: Będzie pogoda, bo się niebo czerwieni. A rano: Dziś niepogoda, bo czerwieni się smutne niebo. Wygląd więc nieba umiecie osądzić, znamion zaś czasów nie możecie?” (Mt 16, 2-4).

Czy potrafimy osądzić znamiona naszych czasów? Wskazują one na dwie nieuniknione prawdy. Pierwsza z nich mówi, że dotarliśmy do końca post-Renesansowego rozdziału historii, który uczynił z człowieka miarę wszystkiego. Trzy główne dogmaty współczesnego świata rozkładają się przed naszymi oczami. Po pierwsze, jesteśmy świadkami śmierci „człowieka ekonomicznego” lub założenia, że człowiek który ma być wysoce rozwiniętym zwierzęciem nie ma w życiu żadnej innej funkcji niż produkcja i gromadzenie bogactw, po czym, jak bydło na łące, ma dopełnić swoich dni i umrzeć. Po drugie, jesteśmy świadkami śmierci idei naturalnego dobra człowieka, nie potrzebującego Boga, który udzielałby mu praw lub Odkupiciela zbawiającego od winy, ponieważ postęp, dzięki nauce, edukacji czy ewolucji, stał się czymś automatycznym i w konsekwencji przemieni człowieka w Boga. W końcu jesteśmy świadkami śmierci racjonalizmu, lub idei, że celem ludzkiego rozumu nie jest odkrycie sensu i celu życia, czyli zbawienie duszy, lecz rozwój nowych technologii przyczyniający się do tworzenia państwa ziemskiego w miejscu państwa Bożego. Jest wysoce prawdopodobne, że współczesny historyczny liberalizm jest w historii jedynie erą przejściową pomiędzy cywilizacją, która kiedyś była chrześcijańska, a tą, która będzie zdecydowanie anty-chrześcijańska.

Drugą wielką prawdą, na którą wskazują znaki czasów jest fakt, że zdecydowanie znajdujemy się na końcu ery cywilizacji, którą należy nazwać nie-religijną. Rozumiem przez to erę, która traktowała religię jako pewnego rodzaju uzupełnienie, jako pobożny dodatek, jako coś mającego wpływ na morale jednostki, lecz bez znaczenia dla społeczeństwa, w której to erze Bóg był cichym partnerem, którego imię było używane przez firmę, aby dodać jej szacowności, lecz który nie miał realnego wpływu na prowadzenie biznesu.

Nową erę, w którą wkraczamy, można natomiast nazwać fazą religijną w dziejach ludzkości. Nie zrozumcie mnie jednak źle. Przez „religijną” nie mam na myśli tego, że człowiek zwróci się do Boga, lecz raczej to, że obojętność wobec absolutu, która charakteryzowała fazę liberalną cywilizacji zastąpi pasja wobec absolutu. Od tej pory walka nie będzie toczyła się o kolonie czy prawa narodów, lecz o dusze ludzkie. Linie bitew są wyraźnie wyznaczone, a podstawowe kwestie nie budzą już żadnych wątpliwości. Od tej pory ludzkość podzieli się na dwie religie, charakteryzujące się poddaniem się władzy absolutu.

Konflikt przyszłości  toczy się między Absolutem, który jest Bogiem-człowiekiem a absolutem, który jest człowiekiem-bogiem. Pomiędzy Bogiem, który stał się człowiekiem a człowiekiem, który czyni z siebie boga. Pomiędzy braćmi W Chrystusie a towarzyszami w Antychryście. Antychryst jednak nie będzie tak nazywany, gdyż nie miałby wówczas żadnych zwolenników. Nie będzie nosił czerwonych rajstop; nie będzie zionął siarką; nie będzie dzierżył wideł ani wymachiwał zakończonym strzałką ogonem, niczym Mefistofeles w Fauście

Nigdzie w Piśmie Świętym nie znajdziemy potwierdzenia dla powszechnego mitu o szatanie jako błaźnie ubranym jak pierwszy „czerwony”. Raczej jest on opisywany jako upadły anioł, jako „książę tego świata”, którego celem jest wmawianie ludziom, że inny świat nie istnieje. Jego logika jest prosta. Jeżeli nie ma nieba, nie ma piekła. Jeżeli nie ma piekła, nie ma grzechu. Jeżeli nie ma grzechu, nie ma sędziego. A jeżeli sąd nie istnieje, to zło jest dobre, a dobro – złe. Lecz ponad tymi wszystkimi opisami, nasz Zbawiciel mówi nam, że szatan będzie tak bardzo podobny do Niego, że oszuka nawet wybrańców. I na pewno żaden szatan, którego kiedykolwiek widzieliśmy w książkach z obrazkami, nie mógłby oszukać wybrańców.

W jaki sposób zdobędzie zwolenników dla swojej religii w dzisiejszych czasach? W czasach poprzedzających komunizm wierzono w Rosji, że pojawi się on w przebraniu Wielkiego Humanisty, że będzie mówił o pokoju, dobrobycie oraz obfitości, nie jako środkach prowadzących nas do Boga, lecz rozumianych jako cel sam w sobie. Będzie pisał książki o nowej idei Boga, aby mówić ludziom to, co – w obliczu ich własnego stylu życia – chcieliby usłyszeć; wprowadzi wiarę w astrologię, aby obciążyć winą za grzechy nie ludzką wolę, a gwiazdy; będzie wynajdywał dowody psychologiczne na to, że nie istnieje wina, a jedynie wyparta seksualność; każe ludziom umierać ze

wstydu, gdy inni zarzucą im nietolerancję i brak liberalizmu; utożsami tolerancję z obojętnością wobec dobra i zła; będzie wspierał rozwody tłumacząc, że nowy partner jest „niezbędny”. Będzie pomnażał miłość do miłości, umniejszając miłość do osób; będzie powoływał się na religię, aby unicestwić religię; będzie nawet mówił o Chrystusie i twierdził, że był największym z ludzi, jaki kiedykolwiek żył; będzie głosił, że jego misją jest wyzwolenie ludzi z niewoli zabobonu i faszyzmu, których to pojęć nigdy jednak nie zdefiniuje. Pośrodku całej tej jego pozornej miłości do ludzkości i jego gładkiej mowy o wolności i równości, ukryta będzie wielka tajemnica, której nikomu nie zdradzi: nie będzie wierzył w Boga.

Jego religią bowiem będzie braterstwo bez ojcostwa Boga, oszuka nawet wybranych. Ustanowi antykościół, który będzie małpować Kościół, gdyż on, szatan, jest małpą Boga. [Ów antykościół] będzie mistycznym ciałem antychrysta, które z wyglądu będzie bardzo przypominać mistyczne Ciało Chrystusa.

W rozpaczliwej potrzebie Boga, skłoni on współczesnego człowieka w jego samotności i frustracji, by coraz bardziej pragnął członkostwa w jego wspólnocie, która da człowiekowi nowy sens pozbawiony wymogu przemiany własnego życia i przyznania się do własnych win. Będą to dni, w których diabeł otrzyma wyjątkowo długą linę. [Brakujący fragment: Nigdy nie wolno nam zapominać, że Pan Jezus powiedział do Judasza i jego bandy: „To jest twoja godzina”. Bóg ma swój dzień, lecz zło ma swoją] godzinę, w której pasterz zostanie powalony, a owce się rozpierzchną.   

Czy Kościół dokonał przygotowań do tak mrocznej nocy, poprzez dekret Ojca Świętego, przedstawiający warunki, w których wybór papież może odbywać się poza Rzymem? Człowiek znający historię widział nadejście tych czasów, już w 1842 r., 105 lat temu. Niemiecki poeta Heine napisał:  „Komunizm, choć teraz niewiele dyskutowany i błąkający się po poddaszach na nędznych paletach słomy jest mrocznym bohaterem przeznaczonym do wielkiej, nawet jeśli tylko tymczasowej, roli we współczesnej tragedii”. Dzikie, ponure czasy grzmią ku nam, a prorok pragnący napisać nową apokalipsę musiałby wymyślić zupełnie nowe bestie. Bestie tak straszne, że starsze zwierzęta św. Jana byłyby przy nich łagodnymi gołębiami i kupidynami. […]

Przyszłość czuć rosyjską skórą, krwią, bezbożnością i wieloma chłostami. I powinienem radzić naszym wnukom, aby rodziły się z bardzo grubą skórą na plecach.

To był roku 1842. W rzeczy samej powinniśmy czuć się ostrzeżeni. Po raz pierwszy nasz wiek doświadczył prześladowań zarówno starotestamentowych (w wykonaniu nazistów), jak i nowotestamentowych (w wykonaniu komunistów). Każdy, kto ma dzisiaj cokolwiek wspólnego z Bogiem, jest nienawidzony. Zarówno ci, których powołaniem było głoszenie światu Zbawiciela, jak to było w przypadku Żydów, jak i ci, których powołaniem było podążanie za Zbawicielem, czyli chrześcijanie.

Jako że znaki naszych czasów wskazują na walkę pomiędzy dwoma absolutami, możemy oczekiwać, że przyszłość będzie czasem próby z dwóch powodów: Po pierwsze, aby powstrzymać ten rozpad. Bezbożność bowiem mogłaby trwać, trwać i trwać, gdyby nie zdarzyły się katastrofy. Czym śmierć jest dla jednostki, tym katastrofa jest dla złej cywilizacji — przerwaniem życia, a dla cywilizacji, przerwaniem jej bezbożności.

Dlaczego to Bóg po upadku człowieka postawił na straży rajskiego ogrodu Anioła z płonącym mieczem? Czyż nie po to, aby uniemożliwić naszym pierwszym rodzicom ponowne wejście do niego i skosztowanie owocu z Drzewa Życia, co w konsekwencji doprowadziłoby do unieśmiertelnienia ich winy? Bóg nie dopuści jednak do tego, aby bezprawie stało się wieczne. Stwórca zezwala na rewolucyjną dezintegrację, chaos, aby przypomnieć nam, że nasze myśli były złe, marzenia odbiegały od świętości. Prawda moralna jest potwierdzona przez ruinę, która następuje, gdy prawda zostaje odrzucona. Chaos naszych czasów jest najsilniejszym negatywnym argumentem, jaki kiedykolwiek mógł zostać podniesiony dla chrześcijaństwa. Katastrofa ujawnia, że zło ma naturę samobójczą i że nie możemy odwrócić się od Boga tak, jak to zrobiliśmy, nie raniąc przy tym samych siebie.

Drugim powodem, dla którego kryzys musi nadejść, jest zapobiegnięcie fałszywej identyfikacji Kościoła ze światem. Pan Jezus pragnął, aby Jego naśladowcy, byli odmienni w duchu od tych, którzy za Nim nie podążali. Jednak ta linia demarkacyjna stała się niewyraźna. Zamiast czerni i bieli są tylko rozmyte kolory. Przeciętność i kompromis charakteryzują życie wielu chrześcijan. Czytają te same powieści, co współcześni poganie. Wychowują swoje dzieci, w ten sam bezbożny sposób, słuchają tych samych komentatorów, którzy nie mają innego standardu niż osądzanie „dzisiaj” przez pryzmat „wczoraj”, a „jutro” przez pryzmat „dzisiaj”. Pozwalają, aby pogańskie praktyki – rozwodu i ponownego małżeństwa – wkradały się do ich życia rodzinnego. Nie brakuje dzisiaj tzw. „katolickich liderów pracy”, polecających komunistów do Kongresu. Czy też katolickich pisarzy, którzy akceptują prezydencję w komunistycznych organizacjach frontowych, aby wprowadzać idee totalitarne do filmów.

Nie ma już konfliktu i opozycji, które powinny nas charakteryzować. Mniej wpływamy na świat, niż świat wpływa na nas. Nie istnieje już nasza odrębność. My, którzy zostaliśmy posłani, aby założyć centrum zdrowia, sami zachorowaliśmy. W konsekwencji – utraciliśmy zdolność leczenia innych.

I właśnie dlatego, że złoto zmieszało się z innymi składnikami, całość musi zostać wrzucona do pieca, tak aby to, co nieszlachetne zostało wypalone. Nadchodząca próba sprawi, że zostaniemy oddzieleni. Zła katastrofa musi nadejść, aby nas odrzucić, pogardzić, znienawidzić, prześladować i wówczas… wówczas określimy siebie i naszą lojalność, potwierdzimy naszą wierność i pokażemy, po czyjej jesteśmy stronie. Nasza liczba w istocie ulegnie pomniejszeniu, ale nasza jakość się poprawi. To nie o Kościół się obawiamy, ale o świat. Nie lękamy się tego, że Bóg może zostać zdetronizowany, ale tego, że barbaryzm może panować.

A teraz czas na trzy praktyczne sugestie, związane z uświadomieniem sobie, że kryzys nie jest czasem rozpaczy, lecz szansą. Przyszliśmy na świat w czasie kryzysu, klęski, ukrzyżowania. I kiedy już zrozumiemy, że jesteśmy częścią życia Bożego, wówczas nabywamy prawo do Bożego Miłosierdzia. Już samo posłuszeństwo wobec Boga rodzi nadzieję. Łotr z prawej przyszedł do Boga poprzez ukrzyżowanie.

Po drugie, katolicy powinni pobudzać swoją wiarę. Zawiesić w swoich domach krzyż, przypominać sobie, że trzeba go brać na swoje ramiona, gromadzić się całą rodziną co wieczór na Różańcu, uczęszczać codziennie na Mszę Świętą, upamiętniać codziennie Godzinę Świętą przed Najświętszym Sakramentem. W parafiach, w których

duchowni są świadomi tego, w jaki stanie jest dzisiejszy świat, odprawiać nabożeństwa przebłagalne.

I po trzecie, żydzi, protestanci, katolicy – my wszyscy, Amerykanie, musimy zrozumieć, że świat wzywa nas do heroizmu w obszarze duchowości. To nie jedność religii [fałszywy ekumenizm – przyp. red.] jest tym, na czym powinniśmy się skupiać, gdyż nie możemy się na nią zgodzić kosztem jedności prawdy. Lecz jedność ludzi religijnych, każdy maszeruje bowiem oddzielnie w świetle swojego sumienia, lecz uderza razem, dla polepszenia stanu moralnego współczesnego świata. Siły zła są zjednoczone, siły dobra – wręcz przeciwnie. Być może nie spotkamy się razem w jednej ławce kościelnej. Niech Bóg kiedyś do tego doprowadzi, możemy jednak spotkać się na naszych kolanach. Możesz być pewien, że ani wstrętne kompromisy, ani poleganie na kimkolwiek w niczym już nie pomogą. Ci, którzy mają wiarę, niech lepiej pozostają w stanie łaski, a ci, którzy jej nie mają, niech lepiej spostrzegą ten brak.  W nadchodzących bowiem czasach będzie tylko jeden sposób na powstrzymanie drżenia swych kolan – padnięcie na nie i modlitwa. Módl się do Michała Archanioła, tego Księcia Jutrzenki, który pokonał Lucyfera starającego się postawić siebie w miejscu Boga. Gdy niegdyś w świecie nastąpiło pęknięcie spowodowane drwiną w niebie, powstał on i zrzucił z siedmiu niebios pychę, pragnącą patrzeć z góry na Najwyższego. Módl się także do Matki Bożej, mówiąc do Niej: „Dano Tobie moc zmiażdżenia głowy węża, który zwiódł ludzi, mówiąc, że będą jak bogowie; to Ty, Matko, odnalazłaś Chrystusa, gdy zaginął na trzy dni, znajdź Go ponownie dla naszego świata, który był Go utracił. Przynieś Słowo naszemu światu lubującemu się w słowotoku. I tak jak Słowo zostało uformowane w Twoim łonie, uformuj je w naszych sercach. Pani Błękitu Nieba, rozpal nasze lampy w tych morderczych czasach. Niech pojawi się znowu Światłość Świata, tak aby Światło świeciło nawet w tych czasach ciemności.”

Źródło: YT

Ilustracja: Duerer, Apokalipsa: Znaczenie wybranych [Public Domain via Wikicommons]




Królowanie Chrystusa a kobiety

ks. Otto Cohausz SJ

Mówiąc o tym, jak to Chrystus Pan miłował mężczyzn i mężczyzn w pierwszym rzędzie gromadził koło siebie, wcale nie myśleliśmy twierdzić, jakoby Pan Jezus mniej dbał o pozyskanie świata niewieściego dla Swej sprawy, albo zgoła chciał kobietę pozostawić w tyle. Rzecz miała się wręcz przeciwnie. Nikt inny bowiem, tylko Zbawiciel wyzwolił kobietę z poniżenia, w którym ją trzymał świat przed Jego przyjściem, nikt inny, tylko On nauką Swoją i przykładem przywrócił jej cześć i szacunek; zależało Mu też na tym, żeby niewiasty naśladowały Go, i z nieskończoną dobrocią pomagał niewiastom we wszystkich potrzebach.

Przypomnijmy sobie tylko tę jedną okoliczność, że Pan Jezus, choć mógł stworzyć z niczego dla siebie naturę ludzką, przecież postanowił wziąć ją z niewiasty. Niewiastą, którą Pan Jezus zaszczycił niewysłowioną godnością, że Go obdarzyła Ciałem, jest Najświętsza Maryja Panna. Przypomnijmy sobie, z jaką to dobrocią i z jakim szacunkiem obchodził się ze Swoją Najświętszą Matką, o której los był zatroskany jeszcze na krzyżu! Przypomnijmy sobie wreszcie, jak to Pan Jezus dla niewiast był dobrotliwy i łaskawy!

Na każdym niemal kroku Pan Jezus dawał do zrozumienia, że dobrze wie, co kobieta ma za troski, co jej dolega, czego potrzebuje, co ją boli, co stanowi Jej radość. W swym nauczaniu słowa dobiera tak, żeby niewiastom dodać otuchy, pokrzepić je i pomóc im. Dlatego bardzo chętnie porównania do Swoich nauk czerpie z życia kobiety, jak np. ową przypowieść o biednej wdowie, co to chce zmiękczyć kamienne serce sędziego, i o ubogiej niewieście, poszukującej drachmy, którą była zgubiła.

Rozumie On bardzo dobrze, jak to ciężko musi się napracować gospodyni, żeby chociaż tego chleba upiec dla czeladzi swojej, wie On bardzo dobrze, jakie to ciężkie godziny musi przeżywać matka, zanim przyjdzie ta szczęśliwa chwila, w której nowo narodzone dzieciątko spocznie na Jej łonie. Jeżeli do kogo, to do niewiast odnoszą się zatem Jego stówa: „Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy pracujecie i jesteście obciążeni, a Ja was ochłodzę” (Mt 11, 28).

Zaledwie powiedziano Panu Jezusowi, że świekra Piotrowa zachorowała, a już był u jej łoża i uzdrowił ją. Kiedy raz w synagodze zauważył w tłumie starowinę przygarbioną i schorowaną, natychmiast uzdrawia ją. Przed bramą miasteczka Naim spotyka się z orszakiem pogrzebowym: to wdowa, gorzko płacząc, idzie za zwłokami jedynaka. Zaraz Pan Jezus przystępuje do nieboszczyka i do nieszczęśliwej wdowy, wymawia te słowa pełne pociechy: „Nie płacz!” i oddaje jej syna żywego.

Niewiasta chananejska żali się przed Nim, że jej dziecko chore: On wymawia jedno słowo, i dziecko wstaje zdrowe. Niewiasta, którą od 12 lat dręczyły krwotoki i która cały swój majątek bez skutku wydała na doktorów, pragnie tylko dotknąć się brzegu Jego szaty, bo nie śmie Go prosić o pomoc, a On zaraz zwraca się ku niej, odzywa się łaskawie, a ona natychmiast „poczuła na ciele, iż była uzdrowiona od choroby” (Mk 5, 29).

A podobnie jak w potrzebach ciała, także w potrzebach duszy, i to jeszcze bardziej, okazywał Pan Jezus swoją dobroć niewiastom. Oto jest młoda jeszcze kobieta, o której całe miasto ma wiele mówi. Ta, gdy Pan Jezus był pewnego razu zaproszony na ucztę, nie waha się wpaść między biesiadników i rzucić się do nóg Jezusowych, które nawet skrapla łzami i włosami obciera. Biesiadnicy na ten widok oburzają się. A Pan Jezus pozwala na to, odpuszcza jej wszystką winę i każe jej odejść w pokoju. Gorliwcy faryzejscy przyprowadzają do Niego cudzołożnicę, oczekując od Niego wyroku potępienia na nią. Pan Jezus widząc spłoszoną i zawstydzoną grzesznicę, oraz jej błagalne wejrzenie, tudzież całą jej postać, budzącą litość, a świadczącą o skrusze i żalu, wszystkich, co chcieli ją ukamienować, zawstydzonych odpędza precz, a biedną ofiarę grzechu uwalnia: szczery bowiem jej żal zmazał wszystką winę. Innym razem prorocze Jego oko spostrzegło, że do studni Jakubowej przyjdzie po wodę niewiasta Samarytanka, żyjąca w cudzołóstwie. On przybywa przed nią, czeka na nią i rozmawia z nią, a skutek jest ten, że także i jej dusza została odzyskana dla życia czystego i uczciwego.

I tak z ust Jezusowych i z Serca Jego płynął kojący balsam do tysięcy uciśnionych, walczących, grzesznych i zbawienia spragnionych dusz niewieścich. Odkąd królestwo Chrystusowe zjawiło się na ziemi, a kobiety zaczęły się garnąć pod Jego znaki, świat niewieści za jednym razem poczuł, że nadeszła godzina, w której niewiasta została wywyższona, oczyszczona i uszczęśliwiona.

Za to wszystko kobieta natychmiast odwdzięczyła się Chrystusowi Panu. Razem z Apostołami niewiasty towarzyszyły Mu po wszystkich drogach, po których On kroczył. Gdziekolwiek się zjawił, tłumnie doń spieszyły, aby z czcią najgłębszą otworzyć spragnione dusze na słowo obietnicy dóbr wiekuistych. Niewiasty galilejskie, nawet ze sfer dworskich, służyły Mu swoim majątkiem. Marta przyjmuje Go do domu swego, Maryja namaszcza kosztownymi olejki. Niewiasty ze współczuciem i ze smutkiem otaczają Go w godzinie śmierci na krzyżu, nie dbając na nienawiść tłuszczy, wyzutej ze wszelkich uczuć ludzkich. Niewiasty to były, które się krzątały wokół Jego pogrzebu i dostarczyły kosztownych prześcieradeł i wonnych maści dla Jego Najświętszego Ciała, niewiasty czuwały nad Jego grobem, niewiasty jeszcze w grobie wczas rano w niedzielę Zmartwychwstania chciały Mu oddać przysługę miłości. Niewiastom też Pan Jezus Zmartwychwstały ukazał się pierwszy. Nie dziwota, że potem niewiasty, szczególnie takie, jak nawrócona Samarytanka, Magdalena, i niewiasty od grobu, były najwymowniejszymi krzewicielkami królestwa Chrystusowego.

Nie tylko na początku chrześcijaństwa tak było, lecz także w późniejszych wiekach, i tak jest aż po nasze czasy. Gdziekolwiek Chrystus zjawił się w jakim kraju, wnet wśród niewiast znajdował najwdzięczniejsze słuchaczki. Niewiasty z Maryją Magdaleną siadały u stóp Jego, aby otrzymać naukę i oswobodzenie dla dusz swoich i wzbogacić się wewnątrz bogactwami Serca Jego; niewiasty z tąż Martą czyniły zabiegi, żeby Chrystus Pan królem był namaszczony, by świątynie Jego i ołtarze tonęły w blasku ozdób, a święta Jego stały się wspaniałymi manifestacjami; niewiasty za przykładem Marty poświęcają się na Jego służbę, a na wzór onych matek ewangelicznych wiodą dzieci do Niego; niewiasty pozyskują dla Niego całe rodziny i miasta, a nawet całe państwa i narody wcielają do królestwa Jego; niewiasty poświęcają dla Niego swoje życie w ofierze.

Chrystus Pan też obfitymi błogosławieństwami obdarzył świat niewieści wszystkich wieków. Z małej garstki onych niewiast galilejskich stała się rzesza wielka wspaniałych postaci, takich jak święte dziewice, wdowy, pustelniczki, matki, założycielki zakonów męczenniczki! Jest to zaiste wspaniały orszak, jakim nie będzie mógł poszczycić się chyba żaden inny król, jeno król nasz i Pan Jezus Chrystus.

* * *

Dzisiaj spośród szeregów niewieścich nieraz rozlega się głos: „Nie chcemy, żeby ten nad nami królował!” Co więcej, słychać tu i ówdzie nawet okrzyk: „Ukrzyżuj Go!” A skutek tego wołania jakiż jest? Czy może kobieta w większym jest poszanowaniu? Albo czy może stała się odtąd wierniejsza, skromniejsza, czystsza, ofiarniejsza, szczęśliwsza? Może miejsce go typu kobiety, który stworzył Chrystus w Maryi, Agnieszce, Teresie, Elżbiecie i innych, zajął znowu inny typ niewieści, w rodzaju wolnomyślnej Izebeli, chciwej władzy i krwawej Atalii, rozpustnej Semiramis, lekkomyślnej Diny, kuszącej i przewrotnej Dalili, wstecznej i tyrańskiej Herodiady?

Bodajby życie i czyny takich typów przynosiło światu więcej szczęścia aniżeli życie i działalność uczennic Chrystusowych, które służyły Bogu i rodzinie pełne poświęcenia i zaparcia się siebie, które słowem i przykładem krzewiły wiarę i dobre obyczaje w życiu publicznym, albo w samotnej celi, modląc się i czyniąc zadość za drugich ściągały i ściągają na świat potoki łask Boskich, które tam, gdzie się gnieździ zbrodnia, występek, nędza, niedola, za „Bóg zapłać!” albo za niewdzięczność opiekują się chorymi, sierotami, kalekami, opuszczonymi i trędowatymi! Także kobieta musi dzisiaj zająć zdecydowane stanowisko wobec pytania, czy nad światem ma zapanować jako król Chrystus czy też Belial.

Przyszedł więc czas, w którym każda niewiasta, każdego wieku i stanu, winna zastanowić się nad powagą położenia. Dzisiaj trzeba sobie powiedzieć, że Chrystusowi Panu należy się pierwsze miejsce w życiu, i że on musi zawładnąć myślami, słowami i uczynkami. Nie dość jednak tego: dzisiaj także kobieta musi pójść, żeby drugich zyskiwać dla Chrystusa i uczyć drugich, jak się dla Chrystusa pracuje, jak się dla Niego cierpi. Pole dla tej pracy apostolskiej niewiasty otwiera się rozległe, szczególnie w katolickich stowarzyszeniach kobiecych, w kongregacjach, bractwach i sodalicjach.

Źródło: Otto Cohausz TJ, Jezus Chrystus Król Świata, Górna Grupa 1926 [język uwspółcześniono; imprimatur: Ks. Jan Krupiński – Wik. Gen., Kraków, dnia 30.09.1926.]

Ilustracja: Fragment pomnika Chrystusa witającego Piusa VIII, autor Pietro Tenerani, XVIII w., Bazylika św. Piotra w Rzymie.




Sodalicje Mariańskie w historii Polski

K. M. Morawski

Przemówienie na akademii jubileuszowej w Warszawie w dniu 16 grudnia 1934. uświetnionej obecnością J. E. Nuncjusza Apostolskiego Oraz przedstawicieli Episkopatu

I.

Kiedy w studiach nad wczesnym wolnomularstwem zapoznałem się z płodną działalnością historyka Loży niemieckiej Ludwika Kellera, przekonałem się, że mąż ten, głęboko wtajemniczony w „arkana” swojej sekty, rejestrując potężne, heroiczne zmagania się stulecia szesnastego, echo bolesnego rozdarcia „nieszytej sukni Chrystusowej” – na jednej szali rozważań swoich umieszczał owe liczne, tajne jeszcze nieraz, „jaczejki” [ros. ‘komórki’ – przyp. red] protestanckie, jakie rozpleniły się były w tej dobie gęsto po Niemczech i po reszcie Europy, na drugiej zaś – świeżo także powstałą „Kongregację Marjańską”. Luter i Skarga – w dwóch tych dla nas symbolicznych postaciach streszczać się może cała epoka reformacyjna – wydają się nam w ten sposób tytanami, tytanami złego czy dobrego ducha, co, potężnym wysiłkiem napięcia tegoż, naciskają na dźwignię, by wprawić w ruch i przeważyć każdy swoją szalę.

Rzym, kolegium Gesu, rok 1585, Belg Jan Leunis, oto są składniki i czynniki potężnego ruchu w jego genezie. Ośrodek Kościoła, centrala Towarzystwa Jezusowego, czasy Zygmunta Augusta i Batorego oraz uniwersalizm omnium gentium składają się na „klimat”” – jak się dzisiaj mawia – młodej rośliny sodalicyjnej.

Bullą Omnipotentis Dei z 5 grudnia 1584 (a więc równo niemal 350 lat temu [referat powstał w 1934 r. – przyp. red.]), tworzył Grzegorz XIII, papież reformy kalendarza, kanoniczną podstawę Sodalicji pod postacią t.zw. Congregatio Prima Primaria.

„Można śmiało utrzymywać – charakteryzuje promieniowanie tej Prima Primarii węgierski jej historyk, Ojciec Adalbert Bangha[2] – że Towarzystwo Jezusowe w wielkiej części za pomocą Kongregacji Mariańskiej wszystko to osiągnęło, czego dokonało… zwłaszcza… za czasów reformy katolickiej w XVI i XVII stuleciu… Zapewne nie wyraził się ruch kongregacyjny w takim entuzjastycznym wybuchu… nastrojów rycersko-katolickich, jak np. Wojny Krzyżowe, niemniej jednak aktywność jego winna być w owych czasach upadku religijnego i buntu ogólnego przeciwko autorytetom kościelnym uważana za opatrznościową… Wówczas gdy całe kraje włącznie z inteligencją, a nawet częściami kleru, bez żadnego niemal oporu popadały w protestantyzm, powstawały wszędzie grupy i hufce laików, które nie tylko że wykazywały wzorową obyczajność i niewzruszoną wierność Rzymowi, ale nadto, jako apostołowie świeccy, zastawiały się słowem i czynem za starą wiarę, wyrażoną w nowych obyczajach… Kongregacje były podchorążówkami armii świeckiej apostolatu katolickiego w dobie po-reformacyjnej…”

„Pepinierą” świętych staje się też rychło Kongregacja Mariańska. „Atleci Chrystusa” tu nabywają lub też pokrzepiają rozmach swój apostolski: przoduje im taki Karol Boromeusz, arcybiskup mediolański. możny i wczesny protektor Kongregacji; sekunduje ewangeliczny biskup sabaudzki św. Franciszek Salezy i przyjaciel jego, św. Wincenty a Paulo; otaczają wieńcem cnót najwyższych – Belg Berchmans, Hiszpan Claver, Flamand Canisius; Włosi: Bellarmin, Liguori i Gonzaga; Francuzi: Regis, Fourier i Eudes; Polacy: Kostka i Bobola (przez lat dziesięć na czele kongregacji wileńskiej); Benedykt Odescalchi, papież Odsieczy wiedeńskiej i tylu, tylu innych, aż do św. Teresy od Dzieciątka Jezus, sodaliski z Alençon włącznie.

II.

Rok bieżący jest rokiem jubileuszowym nie tylko naszej Kongregacji. 13 czerwca upłynęło bowiem równo lat 300 od dnia zawarcia sławetnego pokoju Polanowskiego, oznaczającego najszerszy rozwój terytorialny Polski. Tu, na rubieży dwóch cywilizacji odstępował książę Lwow w imieniu cara pełnomocnikom polskim z kanclerzem Zadzikiem na czele ziemie: smoleńską, siewierską i czernichowską i zrzekał się wszelkich praw do Inflant, Kurlandii, Estonii oraz Rusi.

Na tle tej daty, na tle tego wiekopomnego pokoju staje w oczach naszych Polska siedemnastowieczna, Polska barokowych dziedzińców, jak te kolegium jezuickiego w Wilnie, gdzie Bobola był moderatorem czy prefektem, gdzie kaplicę sodalisów Maryi wybudowano z funduszów Franciszka Wessla, podkomorzego domowego króla Stefana, gdzie młódź szlachecka odgrywać mogła misteria sodalisów Calderona delia Barca czy Lope de Vega, Wstaje Polska, gdzie czyn zaczynał się od ślubu, a kończył ekswotem, gdzie za Smoleńsk płacono Bogu kościołami w Grodnie i Warszawie, a za Polanów eremem na Bielanach.

W samym zaraniu stulecia, w listopadzie 1601 r., w oratoriach nad zakrystiami kościoła św. Piotra, a później św. Barbary w Krakowie „dano… niejaki początek – pisze Wielewicki – kongregacji Wniebowzięcia N. M. P. dla akademików i literatów (Congregafio nobilium ad domum professam Cracoviae)… “

Kim byli ci pierwsi krakowscy clientes Virginis – jak Podpisywał się jeden z cesarzy niemieckich? Nazwiska wśród nich były pierwszorzędne: biskupów jak Szyszkowski  – łucki; Opaliński – poznański; Wołłowicz i Sanguszko – wileńscy; Maciejowski, Gembicki i Trzebicki – krakowscy; Sieciński – przemyski; Działyński – chełmiński; Weliamin Rutskij – metropolita kijowski; Kiszka – biskup żmudzki; Lipski – późniejszy prymas; Pstrokoński – kanclerz w. k. i t.d. Trzech nuncjuszów wstępowało również do Sodalicji, a mianowicie – w roku 1624 – Jan Baptysta Lancelotti; w trzy lata później – następca jego, kardynał Antoni Santacroce; w roku zaś 1631 – następca tegoż Honorat Visconti. Świeckich dostojników Kongregacji bywało także wielu: szereg ich otwierał dzielny Jakób Sobieski, ojciec króla, otaczały go zaś nazwiska: Zebrzydowskich, Firlejów, Fredrów, Czartoryskich, Lanckorońskich, Branickich, Koniecpolskich, Zamoyskich, Potockich, Wiśniowieckich (książę Jeremi wstępował w roku 1629), Denhoffów i wielu innych. Nie brakowało również w sodalicji krakowskiej i kilku profesorów lub doktorów uniwersytetu; nie brakowało w końcu mieszczan. Egzotykę reprezentowały w albumie sodalicyjnym trzy nazwiska: Książe Jan Baptysta Ottoman, syn sułtana Mahometa III, a stryj Osmana, przeciwnika naszego spod Chocimia, tajemnie ochrzczony w obrządku greckim, w Krakowie zaś bawiący pod obcym nazwiskiem i przebrany, dalej – Porfirius Paleolog, Konstantynopolitańczyk, „z łaski Bożej arcybiskup… de Ochrida, Bułgarji, Serbji, Albanji, drugiej Macedonji i t. d., t. j. Góry Synaj… arcybiskup-patriarcha”, oraz – podpisany w języku chaldejskim – „]eremjasz, najpokorniejszy metropolita z Dirachium (Durazzo)… Obydwaj ci (ostatni) – pisze historyk Sodalicji – powracając z Rzymu, gdzie Urbanowi VIII (także sodalisowi) posłuszeństwo złożyli, zatrzymali się w Krakowie…”

III.

Wiek XVII, to – dla Polski – stulecie pięciu pod rząd królów-sodalisów.

Pierwszy z nich – to Zygmunt III, król Skargi. Lata w jego panowaniu burzliwe – początek wojny trzydziestoletniej. Prolog: 12 kwietnia 1618 r., w roku wybuchu wojny:  „Dnia 12 kwietnia… wpisuje się król (do albumu sodalisów), a za jego przykładem, dnia 16 kwietnia… królowa Konstancja, dnia 13 (zaś) tegoż miesiąca królewicz Władysław…”

Rok następny (marzec):

,,(Hrabia Althan) – pisze Szelągowski[3] – (przywiózł) ze sobą (do Warszawy) statuty świeżo założonego w Wiedniu zakonu Rycerzy Chrześcijańskich (militia christiana) pod wezwaniem N. Maryi Panny i św. Jerzego, który miał na celu walkę zarówno z niewierną Turcją i protestancką Europą; miał (dalej) pomóc Zygmuntowi III w odzyskaniau straconej korony dziedzicznej… Zygmunt III przyjął protektorat nad tym zakonem, a, za jego przykładem, zapisało się w poczet rycerzy N. M. Panny wielu znakomitych panów, jak Łukasz Opaliński, kasztelan gnieźnieński, mianowany przeorem; Samuel ks. Korecki; Albrecht St. Radziwiłł, podkanclerzy litewski; Stanisław Lubomirski, wojewoda sandomierski i inni… W zakonie tym ‘Rycerzy N. M. Panny’ konkluduje historyk – widzimy powrót do tradycji średniowiecznych – zakonów na wpół rycerskich, na wpół religijnych. Te próby odświeżenia ducha katolicyzmu reminiscencjami wypraw krzyżowych są cechą znamienną tego czasu…”

Epilog: zamach na króla-sodalisa, wykonany przez kalwina Piekarskiego, 15 listopada 1620, w chwili gdy Zygmunt wchodził do kolegiaty św. Jana w Warszawie.

IV.

Drugi król-sodalis, Władysław IV, to król „orderu Niepokalanego Poczęcia”.

„Dzięki staraniom hiszpańskiego Filipa IV – pisze historyk zakonu Jezuitów, Ojciec Załęski[4] – wydał roku 1617 papież Paweł V dekret, zabraniający pod karą cenzur kościelnych wszelkich publicznych wystąpień przeciw Niepokalanemu Poczęciu N. M. P… Odtąd w Hiszpanii zaczęto obchodzić z wielką uroczystością dzień 8 grudnia… Pod tym też wezwaniem założył król jedno bractwo w Krakowie, przy kościele OO. Reformatów…”

„Pobożność Władysława… – pisze znów inny historyk jezuicki Rudawski – była budującym przykładem dla obywateli w założeniu Sodalitatis Marianae w Warszawie przy kościele Societatis. Wraz z królem wielu pierwszych dygnitarzy swe imiona wpisało, tak, że potrzeba było rozdzielić Kongregację na trzy części: polską, niemiecką i włoską, stosownie do narodowości dworzan pańskich. Początek Kongregacji dano 1 stycznia 1642. O. Jerzy Schoenhoff, doktor teologii i teolog nadworny królowej Cecylii, wyłuszczył w kazaniu znaczenie i ustawy sodalisów w obecności króla, królowej i nader licznego dworu. Pierwszy swe imię podpisał król Władysław, przyrzekając, że tej Królowej będzie wiernym sługą, a jej Niepokalanego Poczęcia, że gotów jest krwią swoją bronić. Potem królowa, bracia królewscy: Jan-Kazimierz Karol-Ferdynand i siostry: Katarzyna i Konstancja, prymas i biskupi, senatorowie i inni dygnitarze tymże ślubem się zobowiązali, wpisując swoje imiona do album…” (W kilka lat potem, 1645 r.) odwiedził król Władysław z liczną świtą kościół (Sodalitatis regiae,) byli tam: nuncjusz papieski, posłowie zagraniczni od cesarza, króla Francji i Rzeczypospolitej weneckiej. Do zgromadzonych wygłoszono kazania w językach: polskim, włoskim, francuskim i niemieckim. Prezesem sodalisów wybrano nuncjusza. Poślubiona niebawem (w czerwcu) Władysławowi królowa Maria-Ludwika z domu Gonzagów, czcicielka swego krewnego św. Alojzego, odwiedziwszy w dzień jego kościół nasz – konkluduje historyk zakonny – poleciła Polakom tego świętego…”

Nadmienić jeszcze należy, że

„uroczystości weselne z pierwszą żoną i koronacyjne postanowił (był) Władysław zakończyć wprowadzeniem do Polski nowego zakonu rycerskiego (zgodnie z zamiarami ojcowskimi, t. zw. ‘Kawalerii Niepokalanego Poczęcia’)… (Uzyskał zatwierdzenie odnośnego) statutu w czasie poselstwa Ossolińskiego w Rzymie… Sam król miał być wielkim mistrzem (tego zakonu). Liczba braci w Koronie miała wynosić 72, a zagranicą 24. Wszystkich miała zobowiązywać przysięga, ‘że za Boga i ojczyznę walczyć będą’. Do przystąpienia do zakonu (‘Niepokalanego Poczęcia’) zaprosił król dwunastu najznakomitszych w kraju senatorów, między innymi Stanisława Lubomirskiego, Stanisława Koniecpolskiego, Albrechta i Aleksandra Radziwiłłów, Kazimierza i Andrzeja Sapiehów, Jerzego Ossolińskiego, królewicza Jana-Kazimierza i wielu innych. Uroczyste wprowadzenie orderu miało się odbyć 14 września 1637 roku…”[5]

V.

Te „śluby Władysława IV” rozbiły się wszakże w znacznej mierze, dla pobudek drugorzędnych, o opór możnowładców i szlachty. Szczęśliwszy w tym względzie od ojca i brata był trzeci nasz król-sodalis, Jan Kazimierz, gdy w katedrze lwowskiej, po wiekopomnym cudzie częstochowskim, po klęsce sztandarów różnowierczo-masońskich Karola Gustawa, 1 kwietnia 1656 roku, składał z kolei śluby swoje Matce Boskiej.

Piotr Vidoni, nuncjusz apostolski, odprawiał wtedy wotywę przed cudownym obrazem „Najświętszej Panny Łaskawej”, po kazaniu zaś przystąpił król wraz z senatorami do ołtarza, ukląkł na najniższym stopniu i, oddawszy pokłon, czytać zaczął:

„Wielka Boga-Człowieka Matko, Najświętsza Dziewico! Ja, Jan-Kazimierz, za zmiłowaniem Syna Twego, Króla Królów, Pana mojego i Twego miłosierdzia król, do Przenajświętszych stóp Twoich upadłszy, Ciebie za Patronkę swoją i za Królową państw swoich dzisiaj obieram…”[6]

Był to bodajże punkt kulminacyjny uczuć czy nastrojów maryjnych w społeczeństwie polskim.

VI.

“Roku 1669, dnia 3 grudnia, w uroczystość świętego Franciszka Ksawerego, Jego Królewska Mość król Michał (czwarty sodalis na tronie polskim, a dziedziczny w Wiśniowieckich), zwiedziwszy kościół św. Barbary (w Krakowie) i dom profesów (jezuickich), wstąpił także do oratorium sodalisów i imię swoje w ich album własnoręcznie zapisał”

Dwa lata potem (w roku 1671) uczyniła to samo żona jego „Eleonora Regina”[7].

VII.

A wreszcie Jan Trzeci, piąty w szeregu królów-sodalisów. Od Korzona dowiadujemy się[8], że

„jako ‘s o d a l e s  M a r i a n i’ (dziedzicznie niejako po ojcu), t.j. członkowie Bractwa Niepokalanego Poczęcia N. M. P., obaj bracia (Marek i Jan Sobiescy) miewali w kościele mowy do kolegów…”

Sodalis Jan Sobieski mógł tedy później porozumieć się łatwo z sodalisem Benedyktem Odescalchi. kiedy jeden jako król Jan III, drugi zaś – jako papież Innocenty XI – odtrąbili krucjatę przeciwko Turkom.

VIII.

Zygmunt III i Władysław IV, Jan II i Michał i Jan III „poszli gnić między królami”, posłannictwo zaś duchowe narodu od tamtych królów przejęli teraz „królowie niekoronowani”, wieszcze. 350 zaś letnia praca Sodalicji w Polsce, ugruntowana na tysiącletnim blisko, wrodzonym narodowi, kulcie Maryi, poprzez szkoły, poprzez czynność duszpasterską, poprzez samąż nareszcie organizację naszą, wszczepiała ideę Marjańską coraz głębiej w żywy organizm ojczyzny.

Począwszy od legendarnego „mistrza Twardowskiego”, co od „kabały” i „nowinek” uciekł w końcu, z pieśnią Marjańską na ustach, pod osłonę płaszcza Przenajświętszej Dziewicy, aż do fikcyjnego kaprala, co wykrzykuje w Dziadach:

Vivat Polonus, unus defensor Mariae,

od “Bogarodzicy” do Wyzwolenia Wyspiańskiego – snuje się skroś całej naszej literatury złota nić Marjańska.

W pierwszej dobie ucisku (Potopu) rzewnie żali się tak Matce Boskiej śpiewak „Psalmodii” Kochowski:

Jak się owo dziecko bierze,

Rozkwilone do macierze,

Kiedy swawolne, bojąc się chabiny,

Gniewnemu ojcu czyni przeprosiny,

Więc do matki ręce wznosi

I ratunku od niej prosi,

Pod nią się tuli, jej zakrywa szatą,

Aż je pojedna z zagniewanym tatą,

Polsko moja, w tak złej toni

Któż cię dźwignie?

W drugiej dobie ucisku (rozbiorów) staje znów na placu inny czciciel Marji – konfederat barski i śpiewa:

Matka łaskawa, tuszę, że się stawi,

Dzielnością swoich rąk pobłogosławi,

A że gdy przybraną – będę miał wygraną,

Wiary obrońca.

Boć nie nowina Maryi puklerzem

Zasłaniać Polskę – wojować z rycerzem,

Przybywa w osobie – sukurs dawać tobie,

Miła Ojczyzno!

W trzeciej zaś dobie ucisku (porozbiorowej) stają na placu – na odmianę – trzej wieszcze i każdy z nich na swój sposób wysławia Matkę Najświętszą.

Mickiewicz dedykuje Jej Tadeusza,  a gloryfikuje kult Jej w Dziadach i Księgach Pielgrzymstwa; Słowacki uwielbia Ją szeregiem strof najpiękniejszych, jak wdzięczna kolęda ze Złotej Czaszki, jak nieporównane ustępy z Do autora Trzech Psalmów, Króla Ducha, Księdza Marka i innych.

Krasiński wreszcie w Przedświcie wzniósł się bodajże na szczyty polskiej poezji mariologicznej. Któż z nas bowiem nie pamięta cudnej owej jego apostrofy:

Przewodowo – zwolna – święcie

Idą, idą wszystkie mary;

Patrzaj, patrzaj, w dziwnej chwale

Wszyscy z trumien polskich rodem!

Idą, idą przez te fale

Chrystusowym do nas chodem:

Tam buńczuki, tam sztandary.

Śnieżne pióra i korony,

Katolicki krzyż wzniesiony,

W koło herby – tarcze -znaki

I tłum szabel – i szyszaki

Przeciągają – Patrz! tam żywa

Twarz z powietrza się wyrywa,

Twarz, czy widzisz Anielicy?

Jak gwiazdeczka na ciemnicy,

W górze, w górze zawieszona,

Wschodzi, weszła, tli, drga, płonie.

Ot! z błękitów i szkarłatów

Już otęcza ją przesłona!

Na tle z pereł czy tle z kwiatów

Diamentowa lśni korona…

W krzyż na piersiach zwite dłonie.

Złote gwiazdy na jej łonie,

Czy poznajesz ją, to ona?

Witaj, witaj – to królowa

Po swym ludu długo wdowa

I dziś wraca w tej koronie,

Którą w polskiej Częstochowie

Niegdyś dali jej ojcowie…

Słusznie powiada Ojciec Załęski w cytowanym już przez  nas swoim studium, że

“pod koniec wieku XVIII, w onej twardej dla Kościoła dobie, gdy i bezsumienna polityka gabinetów z góry i rewolucja i sekty masońskie z dołu nań szturm przypuściły, słabnąć i stygnąć poczęły owe Sodalitates Marianae… Ale znów w pierwszych dziesiątkach naszego stulecia, kiedy rewolucyjna burza przeszumiała…, ocknęło się i odnowiło świetnie owo pobożne braterstwo”.

Papieże zaś poprzedniego stulecia, dwaj właśnie z tych, którzy równocześnie najostrzej przeciwstawili się masonerii, Leon XII i Leon XIII, w breviach swoich z roku 1824 i 1884 Frugiferas inter Sodalitates położyli nowe podstawy pod dalszy a świetny rozwój Sodalicji.

I znowu spełniało się jak gdyby to samo widzenie Krasińskiego:

Pani! Pani!

Wszak z pomarłem sług plemieniem

Ty zstępujesz do otchłani,

Po raz drugi zdeptać węża…

Świeć im oczu Twych spojrzeniem,

Niech przepada kłamca stary.

Który wieków był złudzeniem!

Źródło: K. M. Morawski. 350 lat pracy duchowej sodalicji w świecie, a w szczególności w Polsce. „Przegląd Powszechny”, marzec 1935 (język uwspółcześniono, tytuł pochodzi od redakcji GM)

Ilustracja: Archiwum Muzeum Niepodległości.

[1] Przemówienie na akademii jubileuszowej w Warszawie w dniu 16 grudnia 1934. uświetnionej obecnością J. E. Nuncjusza Apostolskiego oraz przedstawicieli Episkopatu.

[2] Handbuch fiir die Leiter Marianischer Kongregationen, Innsbruck, b. r. str. 20 nn.

[3] Śląsk i Polska wobec powstania czeskiego, Lwów 1904, str. 68 nn.

[4] „Trzechsetletni jubileusz Kongregacji Sodalisów Marji” (Przeg/qd Powszechny, styczeń 1885, str. 53). Powyższej monografji zawdzięczam również inne nickt6re dane, potrzebne do mojego referatu.

[5] Krajewski: “Władysław IV” (Historja polityczna Po/ski, wyd. Polskiej Akademji Umieiętności. t. H. 274 nn.)

[6] Kubala: Wojna szwedzka, Lw6w-Warszawa-Poznań, b. r. str. 307.

[7] Załęski, l. c.

[7] Dola i niedola Jana Sobieskiego, Kraków 1892, I, 17.




Odezwa w sprawie poświęcenia narodu Niepokalanemu Sercu Maryi

Kard. August Hlond

Warszawa, 8 VIII 1946.

Przewielebni Księża! Ukochani Diecezjanie!

Wielkopostny list pasterski Episkopatu zapowiedział poświęcenie się Narodu Niebieskiej Królowej i Jej Niepokalanemu Sercu.

Po ślubowaniu parafii i diecezji dokona się w święto Narodzenia Matki Boskiej na Jasnej Górze uroczysty akt, którym w obecności pielgrzymów z całego Kraju Księża i Biskupi poświęcą naród i Rzeczypospolitą Niepokalanemu Sercu naszej Królowej, obierając Ją znowu na Patronkę swoją i Państwa oraz oddając w Jej szczególną opiekę Kościół i przyszłość Rzeczypospolitej.

Parafie Archidiecezji warszawskiej dopełniły swego poświęcenia już w roku 1943 a ponowienie się [poświęcenia] Archidiecezji dokona się w prokatedrze warszawskiej w uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Pragnę atoli, by Archidiecezja stołeczna ściśle zespoliła się także z historycznym jasnogórskim ślubowaniem narodu dnia 8 września i w tym celu zarządzam:

1) W kazaniach i naukach pierwszej niedzieli wrześniowej wyłożą Przewielebni Księża znaczenie oraz doniosłość jasnogórskiego ślubowania i zapowiedzą odnowienie poświęcenia się parafii Archidiecezji Warszawskiej Niepokalanemu Sercu Maryi, zwracając uwagę na to, że ten akt religijny powinien być uzupełniony trwałym katolickim czynem życiowym.

2) W święto Narodzenia Matki Boskiej w kościołach parafialnych, filialnych i zakonnych dopełni się odnowienie ofiarowania się Niepokalanemu Sercu Matki Najświętszej, według następującego obrzędu:

Suma uroczysta. Kazanie na temat oddania się narodu Niepokalanemu Sercu swej Królowej. Po sumie odmówienie Litanii Loretańskiej i odśpiewanie Pod Twoją obronę, po czym Ksiądz Proboszcz lub Rektor kościoła odczyta akt poświęcenia się, który wierni powtarzać będą za kapłanem. Trzy zwrotki pieśni Serdeczna Matko.

W wielkiej chwili odnawiamy dawne przymierze z naszą Niepokalaną Królową, by pod Jej wszechmocną opieką realizować Królestwo Boże i w polskich duszach i zasady Chrystusowe w polskim życiu. Niech ten święty sojusz z Niepokalaną Królową wszechświata w swych skutkach przyspieszy godzinę zwycięstwa Syna Bożego nad mocami ciemności i pozwoli nam wprowadzić naród w słoneczną dobę ładu Bożego i prawdziwego pokoju.

Źródło: Kard. August Hlond, W służbie Boga i Ojczyzny. Wybór pism i przemówień 1922-1948, red. S. Kosiński, Warszawa 1988, s. 215-216.




Istota katolicyzmu: Duch prawdy

ks. Karol Adam

Cośmy powiedzieli o życiu Kościoła w ogólności, dotyczy także w szczególności nauczania prawdy przez Kościół. Duch Prawdy, Pocieszyciel, będzie z Kościołem na wieki. Zawsze będzie On prawdę wydobywał na światło, i to prawdę w całej jej pełni, we wszystkich jej szczytach i głębiach. A choćby niektóre z tych szczytów i głębin nawet przez długie wieki były otulone gęstą mgłą, to przecież przyjdzie dzień, kiedy promień Ducha Święto przeniknie te mgły i odsłoni wiernym widok na szczyty.

Dzieje arystotelizmu w Kościele są w tej mierze pouczającym przykładem. Teologia katolicka dziś jeszcze do pojęciowego ujęcia swej myśli naukowej posługuje się tą samą w istocie filozofią arystoteliczną, którą wybitni Ojcowie Kościoła określali jako „źródło wszystkich herezji”, zwłaszcza nestorianizmu i monofizytyzmu. Filozofii tej, gdy w XIII wieku weszła w scholastyczny krąg myśli, z powodu całego szeregu orzeczeń kościelnych (w r. 1210, 1215, 1231, 1263) nie wolno było używać w publicznym nauczaniu, w pewnym stopniu z powodu jej tłumaczenia przez łaciński awerroizm na paryskiej Sorbonie.

Myśli są tworami życia. Do ich wzejścia i rozwoju potrzeba im nie tylko odpowiedniej gleby, ale także właściwych warunków czasu. A Kościół ma czas. Kościół nie mierzy czasu dziesiątkami lat, lecz setkami i tysiącami. Dlatego Kościół może czekać, aż się myśli zupełnie wyklarują w świetle jego nauki, aż się pozna w nich to, co autentyczne, prawdziwe, nieprzemijające. […] katolickiemu badaczowi przyświeca radosna pewność, że na niwie Kościoła żadne ziarenko prawdy nie będzie zasiane na darmo. Duch prawdy wszystko doprowadzi do stanu dojrzałości, gdy przyjdzie czas jego. I dlatego wierzący katolicki badacz nigdy nie może zwątpić o Kościele, bo jego ufność w ostateczne zwycięstwo prawdy w Kościele jest bezwarunkowa, niezłomna.

Źródło: ks. Karol Adam, Istota katolicyzmu, Poznań 1930, s. 338-339. Imprimatur Bp Dymek, Wikariusz Generalny, Poznań 11 grudnia 1930 r. Język uwspółcześniono.




Zmiany w obchodzie świąt maryjnych [po 1969 r.]

Ks. Marian Pisarzak MIC

Święta, obrazy i nabożeństwa stanowią główne formy kultu okazywanego Najświętszej Maryi Pannie, Matce Bożej. Nowy Kalendarz Rzymski[1] i Układ Czytań Mszalnych[2] wprowadziły określone zmiany w obchodzie dotychczasowych dni liturgicznych poświęconych Matce Bożej.

Dotychczas było około 50 świąt maryjnych, z tego 36 (19 obowiązujących w całym Kościele Łacińskim) podawał Mszał Rzymski wydany według Kodeksu Rubryk z 1960 roku[3].

W nowym Kalendarzu, a konsekwentnie i w nowym Mszale Rzymskim[4], nazywanym Watykańskim lub Sakramentarzem Pawła VI, uszczuplono wykaz obowiązujących świąt maryjnych o charakterze dewocyjnym pozostawiając je poszczególnym narodom, zakonom czy osobistej pobożności kapłanów. Niektóre z nich, jeśli nawet pozostały w nowym Mszale, to jako wspomnienia do wyboru. Dwa święta dotąd raczej maryjne (2. II. i 25. III.), teraz wyraźnie zaliczono do świąt Pańskich. Ostatecznie zatem nowy Kalendarz Powszechny podaje 13 świąt maryjnych, a z tych tylko 9 obowiązujących w całym Kościele Zachodnim.

W oparciu o wspomniane dokumenty i księgi liturgiczne warto uczynić zestaw zmian odnoszących się do dni liturgicznych poświęconych Matce Bożej. Zmiany te są następujące:

1. wprowadzono uroczystość Świętej Bożej Rodzicielki w dniu 1. I., a wykreślono dzień liturgiczny przeznaczony na uczczenie Macierzyństwa Najświętszej Maryi Panny (11. X.);

2. dzień 2. II. uznano za święto Pańskie, stąd nowa nazwa: Ofiarowanie (lub: Powitanie) Pana Jezusa w świątyni, zamiast: Oczyszczenie NMP;

3. określono dzień 11. II. jako wspomnienie Matki Bożej z Lourdes, zamiast: Objawienie NMP Niepokalanej;

4. dzień 25. III. uznano za święto Pańskie, dając mu inne określenie: Zwiastowanie Pańskie, zamiast: Zwiastowanie NMP;

5. wykreślono wspomnienie Siedmiu Boleści NMP w piątek po pierwszej niedzieli Męki Pańskiej, aby nie było dublowania podobnej treści w dniu 15. IX;

6. przeniesiono święto NMP Królowej z 31. V. na 22. VIII. (bliżej 15. VIII.);

7. przeniesiono również święto Nawiedzenia z 2. VII. na 31. V. (ze względu na łączność z 25. III. i 24. VI.);

8. określono dzień 5. VIII. jako rocznicę poświęcenia bazyliki NMP, pomijając dodatek ״Śnieżnej”;

9. zlikwidowano wigilie przed Wniebowzięciem; w dniu 14. VIII. może być msza wieczorna już jako świąteczna, z innymi jednak czytaniami niż w sam dzień 15. VIII;

10. przeniesiono święto Niepokalanego Serca Maryi z dnia 22. VIII. na sobotę po uroczystości Najświętszego Serca Pana Jezusa;

11. zlikwidowano święto imienia NMP (12. IX), co byłoby dublowaniem święta Narodzenia Maryi;

12. wprowadzono nowe określenie dnia 15. IX.: Matki Bożej Bolesnej, zamiast: Siedmiu Boleści NMP;

13. wykreślono w Kalendarzu Powszechnym święto Matki Bożej od wykupu niewolników (24. IX.); mogą je zachować kalendarze partykularne;

14. nadano inną ״rangę” dniom liturgicznym poświęconym NMP:

-— uroczystością jest dzień 1. I., 15. VIII., 8. XII.

— świętem jest dzień 31. V., 8. IX.

— wspomnieniem obowiązującym jest 22. VIII., 15. IX., 7. X., 21. XI.

— wspomnieniem do wyboru jest 11. II., sobota po uroczystości Serca Pana Jezusa, 16. VII i 5. VIII.

15. sporządzono nowy zestaw czytań mszalnych na określone dni i w tzw. komunale maryjnym; zupełnie pominięto dawne czytania z Księgi Syracha i Przypowieści; w dniu 15. VIII. Wprowadzono teksty o treści paschalno-eschatologicznej, w dniu 8. XII. — o odwiecznym planie Bożym zbawienia w Chrystusie, którym to planem jest objęta także Maryja, Jej zaś wielka świętość od chwili poczęcia jest wyłącznie dziełem miłości Bożej, która dlatego Ją hojnie ubogaca, bo powołuje na Matkę Zbawiciela (dar jest wezwaniem do określonych zadań!).

[…]

Źródło: ks. M. Pisarzak MIC, Zmiany w obchodzie świąt maryjnych, „Ruch Biblijny i Liturgiczny”, 1972, wol. 25, nr 6, s. 356‒358

Ilustracja: Matka Boża Żeglarzy, Alejo Fernández.

[1] Calendarium Romanum, Typis Polyglottis Vaticanis, 1969.

[2] Ordo Lectionum Missae, Typis Polyglottis Vaticanis, 1969.

[3] Dzieje poszczególnych świąt maryjnych są omówione w komentarzu historycznym dołączonym do Calendarium Romanum. Zob. także w następujących pozycjach: M. Righetti, Manuale di storia liturgica, vol. 3, ed. 3, Milano 1969 s. 348—395; W. Schenk, Kult Matki Najświętszej.Materiały duszpasterskie, bmw i r. (maszynopis).

[4] Missale Romanum, Typis Polyglottis Vaticanis, 1970.




Encyklika Piusa XI MORTALIUM ANIMOS: O popieraniu prawdziwej jedności religii

Papież Pius XI

Do Czcigodnych Braci Patriarchów, Prymasów, Arcybiskupów, Biskupów i innych Arcypasterzy, którzy żyją w zgodzie i łączności ze Stolicą Apostolską, O POPIERANIU PRAWDZIWEJ JEDNOŚCI RELIGII.

Czcigodni Bracia,
pozdrowienie Wam i błogosławieństwo Apostolskie!

Dusz ludzkich może nigdy jeszcze nie przenikało tak silne pragnienie wzmocnienia i spożytkowania ku dobru wspólnemu społeczeństwa ludzkiego tych węzłów braterstwa, które nas z powodu jednego i tego samego pochodzenia i tej samej natury jak najściślej łączą, jak to, które zauważyć możemy właśnie w naszych czasach. Ponieważ narody nie mogą jeszcze w całej pełni cieszyć się dobrodziejstwami pokoju, ponieważ, przeciwnie, tu i tam odżywają dawne i powstają nowe waśnie, powodujące powstania i wojny domowe, ponieważ nadto nie udaje się rozwiązać całego szeregu spraw spornych, dotyczących spokoju i dobrobytu narodów, o ile, ci, w których ręku spoczywa kierownictwo i ster państwa, nie poświęcają się zgodnie temu zadaniu, łatwo zrozumieć – tym bardziej, skoro nie ma różnicy zdań co do jedności rodzaju ludzkiego – dlaczego tak wiele ludzi pragnie, by w imię tego braterstwa, które obejmuje wszystkich, rozmaite narody coraz to ściślej się zespoliły.

Coś całkiem podobnego pragną pewne koła wytworzyć w zakresie porządku, ustanowionego przez Chrystusa Pana Nowym Testamentem. Wychodzą z założenia, dla nich nie ulegającego wątpliwości, że bardzo rzadko tylko znajdzie się człowiek, któryby nie miał w sobie uczucia religijnego, widocznie żywią nadzieję, że mimo wszystkich różnic zapatrywań religijnych, nie będzie trudno, by ludzie przez wyznawanie nie których zasad wiary, jako pewnego rodzaju wspólnej podstawy życia religijnego w braterstwie się zjednali. W tym celu urządzają zjazdy, zebrania i odczyty z nieprzeciętnym udziałem słuchaczy i zapraszają na nie dla omówienia tej sprawy wszystkich, bez różnicy, pogan wszystkich odcieni, jak i chrześcijan, ba, nawet tych, którzy – niestety – odpadli od Chrystusa, lub też uporczywie przeciwstawiają się Jego Boskiej naturze i posłannictwu. Katolicy nie mogą żadnym paktowaniem pochwalić takich usiłowań, ponieważ one polegają na błędnym zapatrywaniu, że wszystkie religie są mniej lub więcej dobre i chwalebne, że one w równy sposób, chociaż w różnej formie, ujawniają i wyrażają nasz przyrodzony zmysł, który nas pociąga do Boga i do wiernego uznania Jego panowania. Wyznawcy tej idei nie tylko są w błędzie i łudzą się, lecz odstępują również od prawdziwej wiary, wypaczając jej pojęcie i wpadając krok po kroku w naturalizm i ateizm. Z tego jasno wynika, że od religii przez Boga nam objawionej, odstępuje zupełnie ten, ktokolwiek podobne idee i usiłowania popiera.

Niektórzy tym łatwiej dają się uwieść złudnym pozorom słuszności, gdy chodzi o popieranie jedności wszystkich chrześcijan. Czyż nie jest rzeczą słuszną – wciąż się to powtarza, – ba – nawet obowiązkiem, by wszyscy, którzy wyznają imię Chrystusa, zaprzestali wzajemnych oskarżeń i raz przecież połączyli się we wspólnej miłości? Gdyż, któżby się ośmielił powiedzieć, że miłuje Chrystusa, jeśli wedle sił swoich nie stara się urzeczywistnić życzenia Chrystusa, który prosi Ojca, by Jego uczniowie byli “jedno” (“unum”)?[1]. A czyż ten sam Chrystus nie chciał, by Jego uczniów poznawano po tym, że się wzajemnie miłują i aby tym różnili się od innych: “In hoc cognoscent omnes, quia discipuli mei estis, si dilectionem habueritis ad invicem” (Po tym poznają wszyscy, że jesteście moimi uczniami, jeżeli będziecie się wzajemnie miłowali”)?[2]. “Oby – tak dodają – wszyscy chrześcijanie byli “jedno”! Mieliby przecież większą możność przeciwstawiać się zarazie bezbożności, która z dnia na dzień coraz to bardziej się rozprzestrzenia i coraz to szersze zatacza kręgi i gotowa obezwładnić Ewangelię”. W ten i podobny sposób rozwodzą się ci, których nazywają wszechchrześcijanami (panchristiani). A nie chodzi tu tylko o niezliczone i odosobnione grupy. Przeciwnie, powstały całe związki i rozgałęzione stowarzyszenia, którymi zazwyczaj kierują niekatolicy, chociaż różne wiary wyznający. Poczynania te ożywione są takim zapałem, że zyskują niejednokrotnie licznych zwolenników i pod swym sztandarem zgrupowały nawet potężny zastęp katolików, których zwabiła nadzieja unii, pojednania chrześcijaństwa, co przecież zgodne jest z życzeniem Świętej Matki, Kościoła, który wszak niczego bardziej nie pragnie, jak tego, by odwołać swe zbłąkane dzieci i sprowadzić je z powrotem do swego grona. W tych nęcących i zwodniczych słowach tkwi jednak złowrogi błąd, który głęboko rozsadza fundamenty wiary katolickiej.

Ponieważ więc sumienie Naszego Urzędu Apostolskiego każe Nam nie dopuścić do tego, by owczarnia Pana uległa zgubnym złudzeniom, odwołujemy się do Waszej gorliwości, Czcigodni Bracia, byście nie omieszkali zwrócić bacznej uwagi na to zło, ufamy bowiem, że przy pomocy słów i listów każdego z Was łatwiej do wiernego ludu dotrą i zrozumiane będą te zasady i rozważania, które wnet wyłuszczamy. Tak więc katolicy dowiedzą się, co mają sądzić i jak się mają zachować wobec poczynań, zmierzających ku temu, by wszystkich, którzy mienią się chrześcijanami, w jakikolwiek sposób zespolić w jedną całość.

Bóg, Stwórca wszystkiego, powołał nas do życia w tym celu, byśmy Go poznali i umiłowali Go. Nasz Stwórca ma więc wszelkie prawo do tego, byśmy Mu służyli. Otóż Bóg, kieruje człowiekiem, mógł był poprzestać na przepisach prawa naturalnego, które w sercu człowieka, stwarzając go, wypisał, i mógł był dalszy zwykły rozwój tego prawa uregulować Opatrznością. Zamiast tego, wolał On dać przepisy, byśmy ich słuchali w ciągu wieków, mianowicie od początków rodzaju ludzkiego, aż do przyjścia i nauczania Jezusa Chrystusa, sam nauczył człowieka przykazań, które naturę, obdarzony rozumem, obowiązują wobec Niego – Stwórcy: “Multifariam multisque modis olim Deus loquens patribus in Prophetis, novissime, diebus istis locutus est nobis in Filio” (Kilkakrotnie i w rozmaity sposób przemawiał Bóg niegdyś do Ojców przez Proroków, a ostatnio w tych dniach przemawiał do nos przez Syna)[3].

Z tego wynika, że żadna religia nie może być prawdziwa, prócz tej, która polega na objawionych słowach Boga. To objawienie, które rozpoczęło się z początkiem rodzaju ludzkiego i kontynuowało się w Starym Testamencie, Jezus Chrystus sam w Nowym Testamencie ukończył, to poręcza historia – rzeczą dla każdego jasną jest, że jest obowiązkiem człowieka bezwarunkowo wierzyć w objawienie Boga i słuchać Jego przykazań bez zastrzeżeń: byśmy jednak na chwałę Boga i dla naszego zbawienia mogli obie te rzeczy słusznie wypełnić, Jednorodzony Syn Boga ustanowił na ziemi swój Kościół. A więc sądzimy, że ci, którzy mienią się chrześcijanami, nie mogą nie wierzyć, że Chrystus ustanowił Kościół i to jedyny. Gdy jednak dalej pytamy się, jakiego rodzaju ten Kościół z woli swego Założyciela ma być, nie wszyscy są jednego zdania. Wielu np. jest zdania, że Kościół Chrystusa nie musi być widomy) przynajmniej o tyle, że nie musi występować w formie jednego ciała wiernych, wyznających jedną i tę samą naukę i pozostających pod jednym nauczycielem i jednym kierownikiem. A pod widomym Kościołem nie rozumieją niczego innego, jak tylko fakt związku, złożonego z rozmaitych chrześcijańskich wspólnot, choćby te wspólnoty wyznawały różne, albo wzajemnie zwalczające się nauki. Ale Chrystus ustanowił swój Kościół jako społeczność, z istoty swej na zewnątrz widomą, aby pod kierownictwem jednej głowy[4]. przez nauczanie żywym słowem[5], i przez udzielanie Sakramentów, tych źródeł łask niebieskich[6], kontynuowała w przyszłości dzieło odkupienia ludzkości. Dlatego to porównywał go z państwem[7], z domem[8], z owczarnią[9], z trzodą[10]. Ten tak cudownie ustanowiony Kościół nie mógł po śmierci swego Założyciela i Apostołów, tych pierwszych pionierów swego rozpowszechnienia, upaść lub być obalonym, boć przecie Jego zadaniem było, wszystkich ludzi, bez różnicy czasu i przestrzeni doprowadzić do zbawienia: “Euntes ergo docete omnes gentes” (“Idźcie przeto i nauczajcie wszystkie narody”)[11]. Czyż więc Kościołowi w jego ciągłym, nieprzerwanym wypełnianiu swego przeznaczenia może zabraknąć skutecznej siły, skoro go przecież sam Chrystus wciąż wspomaga, On, który uroczyście przyobiecał: “Ecce vobiscum sum omnibus diebus, usque ad consumationem saeculi” (“Oto jestem z wami po wszystkie dni, aż do końca świata”)?[12]. Nie może więc być inaczej, jak tylko, że Kościół Chrystusa nie tylko dzisiaj ale i po wsze czasy, istnieje, lecz musi być z konieczności ten sam, jak był za czasów Apostołów, chyba, że ktoś powiedziałby – co nie daj Boże – że! Chrystus Pan nie sprostał swym zamiarom, lub też, że pomylił się wówczas, gdy zapewniał, że bramy piekieł nigdy go nie zwyciężą[13].

W tym miejscu należy objaśnić i usunąć błędne zapatrywania, na których wspiera się cała podstawa tych spraw i to różnorodne wspólne dążenie niekatolików ku zjednoczeniu chrześcijańskich Kościołów, o czym była mowa. Inicjatorzy tej idei prawie wciąż przytaczają słowa Chrystusa: “Ut omnes unum sint… Fiet unum ovile et unus pastor” (Aby wszyscy byli jedno… Jedna niech będzie owczarnia i jeden pasterz)[14], ale w ten sposób, jakby te słowa wyrażały “życzenie i prośbę, które mają się dopiero spełnić. Są bowiem zdania, że jedność wiary i kierownictwa – co jest znamieniem prawdziwego i jednego Kościoła Chrystusa – nigdy poprzednio nie istniała i dzisiaj także nie istnieje. Może to według ich zdania być wprawdzie życzeniem, które może też kiedyś wspólną wolą wiernych się urzeczywistnić, lecz tymczasem – tak sądzą – jest to tylko pięknym marzeniem. Mówią też, że Kościół sam przez się, już ze względu na swą naturę rozpada się na części, tj. składa się z wielu odrębnych kościołów, czy też odrębnych wspólnot, które wprawdzie w kilku zasadniczych punktach nauki są, zgodne, ale w innych punktach się różnią. Istnieją one według ich zdania na równych prawach. Kościół – tak sądzą – co najwyżej tylko w okresie od czasów apostolskich aż do soborów powszechnych był jeden jedyny i zgodny. Mówią, że należy więc dawne sprawy sporne i różnice zdań, które po dziś dzień są kością niezgody wśród rodzin chrześcijańskich, pozostawić na boku, z innych zaś nauk ulepić i przedłożyć wspólna regułę wiary, której wyznawanie zbratałoby wszystkich i przez co wszyscy czuliby się braćmi. Rozmaite zaś Kościoły i wspólnoty po połączeniu się w ogólny związek miałyby możność przeciwstawić się poważnie i skutecznie naporowi niewiary. Oto, Czcigodni Bracia, ich wspólne zapatrywania. Są zresztą i tacy, którzy oczywiście przyznają, że protestantyzm zbyt nieopatrznie odrzucił niektóre istotne artykuły wiary i niektóre na wskroś możliwe do przyjęcia i cenne obrządki zewnętrznego kultu, przy których natomiast Kościół katolicki jeszcze trwa. Dodają jednak zaraz, że i ten Kościół działając nieprawnie, skaził pierwotną, wiarę chrześcijańską: dołączył bowiem niektóre artykuły, których Ewangelia nie zna, a które jej nawet wręcz się sprzeciwiają. Do nich zaliczają na sam przód naukę o Prymacie, jurysdykcji przyznanej Piotrowi i Jego następcom na Stolicy Rzymskiej. Niektórzy z nich, chociaż nieliczni, chcą wprawdzie przyznać Biskupowi Rzymskiemu albo pierwszeństwo honorowe, albo jurysdykcje, albo też w ogóle jakąś władzę, która jednak wyprowadzają nie z prawa Boskiego, lecz niejako z woli wiernych. Inni znowu zgodziliby się nawet, by Papież przewodniczył ich, co prawda, nieco niesamowitym, zjazdom. Jeżeli zresztą spotkać można wielu niekatolików, którzy w pięknych słowach głoszą braterską wspólność w Chrystusie, to przecież nie ma ani jednego, któremu przez myśl by przeszło poddać się posłusznie w nauce i kierownictwie Namiestnikowi Jezusa Chrystusa. W międzyczasie oświadczają, że chcą wprawdzie rokować z Kościołem Rzymskim, lecz z zastrzeżeniem równości wzajemnych praw, to znaczy jako równouprawnieni. Gdyby jednak mogli rokować, to bez wątpienia w rokowaniach dążyliby do takiej umowy, która umożliwiłaby im trwanie przy tych zapatrywaniach z powodu których błąkają się jeszcze ciągle poza jedyną owczarnią Chrystusa.

W tych warunkach oczywiście ani Stolica Apostolska nie może uczestniczyć w ich zjazdach, ani też [nie] wolno wiernym zabierać głosu lub wspomagać podobnych poczynań. Gdyby to uczynili, przywiązaliby wagę do fałszywej religii chrześcijańskiej, różniącej się całkowicie od jedynego Kościoła Chrystusa. Czyż możemy pozwolić na to – a byłoby to, rzeczą niesłuszną i niesprawiedliwą, by prawda, a mianowicie prawda przez Boga objawiona, stała się przedmiotem układów? Chodzi tu o ochronę objawionej prawdy. Jezus Chrystus wysłał swych Apostołów na cały świat, by wszystkim narodom głosili radosną wieść, i chciał, by ich uprzednio dla uniknięcia wszelkiego błędu, Duch Święty wtajemniczył w całą prawdę[15]. Czy nauka Apostołów zupełnie zginęła, lub też kiedykolwiek została przyćmiona w Kościele, którym rządzi i którego chroni sam Bóg? Jeśli jednak nasz Zbawiciel wyraźnie ustanowił, by Jego Ewangelia głoszona była nie tylko za czasów Apostolskich, ale i w przyszłych czasach, czyżby treść wiary mogła z biegiem stuleci ukształtować się tak mglisto i niepewnie, że dzisiaj ścierpieć by trzeba było nawet sprzeczne ze sobą zapatrywania? Gdyby się tak rzecz miała, to trzeba by również powiedzieć, że stąpienie Ducha Świętego na Apostołów i ciągłe przebywanie tegoż Ducha św. w Kościele, ba – nawet, że nauka samego Jezusa Chrystusa od wielu stuleci zatraciła zupełnie swa skuteczność i swą wartość. Takie twierdzenie byłoby bluźnierstwem.

W rzeczywistości Jednorodzony Syn Boga polecił swym Apostołom, by nauczali wszystkich ludzi, po wtóre wszystkich ludzi zobowiązał, by z wiarą przyjmowali to wszystko, co im podane będzie “a testibus praecrdinatis a Deo” (Przez świadków cci Boga wyznaczonych)[16], a rozkaz swój przypieczętował słowami: “Qui crediderit et baptizatus fuerit, salvus erit, qui vere non crediderit, condemnabitur” (Kto uwierzy i da się ochrzcić, zbawion będzie, kto jednak nie uwierzy, będzie potępion)[17]. Oba te rozkazy Chrystusa, rozkaz nauczania i rozkaz wierzenia, które musza być wypełnione dla zbawienia wiecznego, byłyby niezrozumiałe, gdyby Kościół nie wykładał tej nauki w całości i jasno i gdyby nie był wolny od wszelkiego błędu. W tym błądzą i ci, którzy sądzą, iż dobro wiary znajduje się wprawdzie na ziemi, lecz, że trzeba go poszukiwać z takim wysiłkiem wśród tak głębokich badań i roztrząsań, iż dla odszukania i spożytkowania go nie wystarczy wiek ludzki. Jak gdyby Miłosierny Bóg przemawiał był przez Proroków i przez Swego Syna Jedynego po to, aby tylko niewielu i to w latach podeszłych mogło przyswoić sobie przekazane objawienia, a nie po to raczej, by przedłożyć obowiązującą naukę wiary i obyczajów, którą człowiek przez całe swe życie ma się kierować.

Zdawać by się mogło, że wszechchrześcijanie (panchristiani), dążąc ku połączeniu wszystkich Kościołów, zmierzają ku wzniosłemu celowi, jakim jest pomnażanie miłości wśród wszystkich chrześcijan. Jakżeż jednak byłoby rzeczą możliwą, by po zniszczeniu wiary zakwitła miłość. Wszyscy przecież wiemy, że właśnie Jan, Apostoł miłości, który zdaje się, że w swej Ewangelii odsłonił tajemnice Najświętszego Serca Jezusowego, a który uczniom swym zwykł był wpajać nowe przykazanie: “Miłujcie się nawzajem”, że właśnie on ostro zabronił utrzymywać stosunki z tymi, którzy by nie wyznawali wiary Chrystusa w całości i bez uszczerbku: “Si quis venit ad vos et hanc doctrinam non affert, nolite recipere eum in domum, nec Ave ei dixeritis”. Jeśli do was przyjdzie ktoś i nie wniesie z sobą tej nauki, nie przypuśćcie go do domu i nie powiedźcie: bądź pozdrowiony)[18]. Ponieważ więc miłość wspiera się na fundamencie nietkniętej i prawdziwej wiary, przeto wiec uczniowie Chrystusa muszą być przede wszystkim spojeni “węzłami jedności wiary. Jakżeż można sobie wyobrazić chrześcijański “związek”, w którym członkowie, nawet wówczas, gdy chodzi o wiarę, mogliby zachować własne zdanie, choćby ono sprzeciwiało się zdaniu innych? Jakżeż ci, którzy są przeciwnego zdania, mogliby należeć do jednego i tego samego związku wiernych? Jakżeż np. należeć by mogli do niego ci, którzy temu przeczą? Albo ci, którzy hierarchię kościelna biskupów, księży i ich pomocników uważają jako przez Boga ustanowioną i ci, którzy twierdzą, że wprowadzono ją stopniowo, odpowiednio do potrzeb czasu i miejsca? Jakżeż ci, którzy w Najświętszym Sakramencie Ołtarza z powodu cudownego przeistoczenia chleba i wina w tzw. transsubstancji, czczą Chrystusa, jako prawdziwie obecnego, i ci, według zdania których Chrystus obecny jest tylko przez wiarę, lub też przez znak i siłę Sakramentu? Jakżeż ci, którzy w Eucharystii uznają istotę Ofiary i Sakramentu i ci, którzy Ją za nic innego nie uważają, jak tylko za wspomnienie Ostatniej Wieczerzy, lub też uroczystość ku jej pamięci? Jakżeż ci, którzy za rzecz słuszną i zbawienną uważają, kornie zwracać się do Świętych, panujących z Chrystusem, zwłaszcza do Bogarodzicy Maryi, oraz czczą ich obrazy i ci, którzy przeczą, by kult ten byt dozwolony, jakoby ubliżał on czci Jezusa Chrystusa “jedynego pośrednika miedzy Bogiem a ludźmi”[19]. Nie wiemy, jaka droga wiedzie z takiej różnorodności zdań do jedności Kościoła, ponieważ Kościół może przecież wywodzić się tylko z jednej nauki chrześcijańskiej wiary. Wiemy jednak jak tam łatwo dochodzić można do zaniedbania religii, lub do indyferentyzmu, lub też do modernizmu, której ubolewania godne ofiary nie uważają prawdy dogmatycznej za absolutną, lecz za relatywną, tzn. za zmienną według rozmaitych miejscowych i czasowych potrzeb, jakoby ona nie stanowiła treści niezmiennego objawienia, lecz przystosowywała się do życia ludzkiego. Co się zaś tyczy artykułów wiary, to bezwarunkowo nie dozwolona jest różnica, która chciano zaprowadzić między tzw. zasadniczymi a nie zasadniczymi punktami wiary, jak gdyby pierwsze z nich musiały być uznane przez wszystkich, natomiast te drugie mogłyby pozostać do swobodnego uznania wiernych. Nadnaturalna cnota wiary ma swą przyczynę formalną w autorytecie objawiającego Boga i nie dopuszcza podobnej różnicy. Dlatego wszyscy prawdziwi chrześcijanie równie wierzą w tajemnicę Przenajświętszej Trójcy, jak i w Niepokalanie Poczęcie Bogarodzicy, i z równą wiarą odnoszą się do Wcielenia Chrystusa, jak do nieomylności Papieża Rzymskiego, tak jak ją Sobór Watykański (pierwszy – przyp. red. GM) określił. Czyż wiara ich w te przytoczone artykuły wiary ma być mniej silną i pewną dlatego, że Kościół jeden z tych artykułów w tym, inny zaś w owym, może niedawnym czasie uroczystym dekretem ostatecznie określił? Czyż Bóg ich wszystkich nie objawił? Chociaż urząd nauczycielski Kościoła – który według planu Boga ustanowiony został na ziemi w tym celu, by prawdy objawione utrzymane były po wsze czasy nieskażone i łatwo, a pewnie przedostawały się do wiadomości ludzi – wykonywany jest dzień w dzień przez Papieża i przez pozostających z Nim w styczności biskupów, to jednak zdaniem tego urzędu jest celowo przystępować w uroczystej formie i w uroczystym dekrecie do określenia pewnych artykułów, jeśli wyniknie konieczność skuteczniejszego przeciwstawienia się błędom i atakom innowierców, lub też, gdy chodzi o to, by w jaśniejszy i głębiej ujęty sposób wpoić wiernym pewne punkty nauki świętej. To nadzwyczajne wykonywanie urzędu nauczycielskiego nie oznacza jednak, by wprowadzano jakąś nowość. Przez to nie wprowadza się też niczego nowego do tej ilości prawd, które zawarte są domniemanie przynajmniej, w skarbie Objawienia, przekazanym Kościołowi przez Boga. Przez to wyjaśnia się tylko prawdy, które dotąd mogły w oczach wielu uchodzić za mgliste, lub też stwierdza się prawdy wiary, którym uprzednio ten, czy ów przeoczył.

Jasną rzeczą więc jest, Czcigodni Bracia, dlaczego Stolica Apostolska swym wiernym nigdy nie pozwalała, by brali udział w zjazdach niekatolickich. Pracy nad jednością chrześcijan nie wolno popierać inaczej, jak tylko działaniem w tym duchu, by odszczepieńcy powrócili na łono jedynego, prawdziwego Kościoła Chrystusowego, od którego kiedyś, niestety, odpadli. Powtarzamy, by powrócili do jednego Kościoła Chrystusa, który jest wszystkim widomy i po wsze czasy, z woli Swego Założyciela, pozostanie takim, jakim go On dla zbawienia wszystkich ludzi ustanowił. Mistyczna Oblubienica Chrystusa przez całe wieki pozostała bez zmazy i nigdy też zmazy doznać nie może. Daje już o tym świadectwo Cyprian: “Oblubienica Chrystusa – pisze on – nigdy nie może być pozbawiona czci. Jest ona nieskalana i czysta. Zna tylko jedno ognisko, świętość tylko jednej komnaty przechowuje w czystości”[20]. I ten święty świadek słusznie się dziwił, jak ktoś wierzyć może, “że ta jedność, której fundamentem jest niezmienność Boga, której spoistość poręczona jest tajemnicą niebios, mogłaby być w Kościele zerwana i rozbita przez waśń poróżnionych ludzi”[21]. Skoro to mistyczne ciało Chrystusa, Kościół, jedno jest,[22] spojone i złączone jak ciało fizyczne, bardzo niedorzecznym człowiekiem okazałby się ten, kto by chciał twierdzić, że ciało mistyczne Chrystusa może się składać z odrębnych, od siebie oddzielonych członków. Kto więc nie jest z Kościołem złączony, ten nie może być Jego członkiem i nie ma łączności z głową – Chrystusem. W tym jednym Kościele Chrystusa jest i pozostanie tylko ten, kto uznaje autorytet i władzę Piotra i jego prawnych następców, słuchając i przyjmując ją. Czyż Rzymskiemu Papieżowi, najwyższemu Pasterzowi dusz, nie podporządkowali się przodkowie tych, którzy zaplątali się w błędne nauki Focjusza i tzw. reformatorów? Synowie opuścili – niestety – dom ojcowski, lecz dom się nie rozpadł i nie zginął, gdyż w nieustannej pomocy Boga ma swą ostoję. Niechajże powrócą do wspólnego Ojca, który ich przyjmie z całą miłością, nie pomnąc na krzywdy, jakie wyrządzili poprzednio Stolicy Apostolskiej. Jeśli, jak to wciąż powtarzają, pragną z Nami i z naszymi się połączyć, dlaczegoż nie powracają jak najśpieszniej do Kościoła, “tej Matki i Mistrzyni wszystkich wierzących w Chrystusa?”[23]. Niechaj usłyszą, co mówi Laktancjusz: “Tylko… katolicki Kościół – woła on – przestrzega prawdziwej wiary. On jest świątynią Boga. Kto do niego nie wstąpi, lub go opuszcza, ten zdała od nadziei życia i zbawienia”[24].

Do Stolicy Apostolskiej ustanowionej w tym mieście, którą Książęta Apostołów, Piotr i Paweł, krwią swą uświęcili, do Stolicy Apostolskiej, powiadamy, do korzenia i Matki Kościoła katolickiego niechaj zbliżą się synowie odłączeni, nie w tej myśli i nadziei, że Kościół Boga Żywego, ten filar i podpora prawdy”[25] poświęci czystość wiary i cierpieć będzie ich błędy, lecz po to, by oddać się w opiekę Jego urzędu nauczycielskiego i Jego kierownictwa. Oby Nam dane było to szczęście, którego nie doczekało się wielu z Naszych poprzedników, byśmy mogli z ojcowską miłością uściskać synów, nad których odłączeniem się z powodu nieszczęsnego rozbratu głęboko ubolewamy. Oby Bóg, nasz Zbawiciel, który chce, by wszyscy byli zbawieni i doszli do poznania prawdy[26] nas wysłuchał, tak, jak Go gorąco błagamy, by zechciał w Swej dobroci przywołać wszystkich błądzących do jedności Kościoła. W tej ważnej i doniosłej sprawie prosimy o wstawiennictwo Najświętszej Dziewicy Maryi, Matki Łaski Bożej, Zwyciężczyni wszystkich herezji i Wspomożenia Wiernych i wzywamy wszystkich chrześcijan, by się do Niej modlili, aby Ona przez swe wstawiennictwo dała Nam doczekać się jak najprędzej tego upragnionego dnia, w którym ludzie pójdą za głosem Jej Boskiego Syna i “zachowają jedność ducha węzłem pokoju”[27].

Wiecie, Czcigodni Bracia, jak bardzo tego pragniemy i niechaj się o tym Nasi synowie dowiedzą, nie tylko katolicy, lecz także ci, co się od Nas odłączyli. Jeśli w kornej modlitwie błagać będą o światło Nieba, to z pewnością poznają jedyny prawdziwy Kościół Jezusa Chrystusa i wstąpią do Niego, łącząc się z Nami w doskonałej miłości. W tej nadziei na znak łaski Bożej i w dowód Naszej ojcowskiej przychylności udzielamy Wam, Czcigodni Bracia, Waszemu duchowieństwu i ludowi z serca Naszego błogosławieństwa Apostolskiego.

Dan w Rzymie, u św. Piotra, 6 stycznia, w uroczystość Zjawienia się Pana Naszego, Jezusa Chrystusa, w roku 1928, w szóstym roku Naszego Pontyfikatu.

PIUS PP. XI

Źródło: opoka.org.pl (Serwis Fundacji Opoka, powołanej przez Konferencję Episkopatu Polski) (język uwspółcześniono)

Przypisy:

1. Jan. 17, 21.

2. Jan. 13, 35.

3. Hbr. 1,1 nast.

4. Mat. 16, 18 nast. Łuk. 22, 32. Jan. 21, 15 – 17

5. Mk. 16,15

6. Jan. 3, 3, 6, 48 – 59, 20, 22 cfr. Mat. 18. 16.

7. Mat. 13.

8. Cf. Mat. 16,18.

9. Jan 21, 15 – 17.

10. Jan 21, 15 – 17.

11. Mat. 28, 19.

12. Mat. 28, 20.

13. Mat. 16, 18.

14. Jan. 17, 21, 10, 16.

15. Jan. 16, 13.

16. Dz. 10, 41.

17. Mark. 16, 16.

18. II Jan. 10.

19. Cf. 1 Tym. 2, 3.

20. De cath. Ecclesić unitate 6.

21. Ibidem.

22. 1 Kor. 12, 12.

23. Conc. Lateran. IV, c. 5.

24. Divin. Instit. 4, 30, 11 – 12.

25. I Tym. 3,15.

26. I Tym. 2,4

27. Ef. 4, 3.