1

Chwała Świętego Józefa w Niebie

Bóg rozdziela swoje łaski stosownie do obowiązków, które powierza człowiekowi, a chwała tego ostatniego w Niebie będzie proporcjonalna do wierności, z jaką je wypełniał. Jeśli to prawda, a niewątpliwie jest to prawda, jakaż musi być chwała Józefa! Komuż kiedykolwiek powierzono urząd, który ze względu na swoją wzniosłość można porównać do tego, na który jego wybrano? I któż może kwestionować jego wierną współpracę ze wzniosłymi łaskami, które powinien był otrzymać, aby swe obowiązki należycie wypełnić? Stosownie zatem możemy się do niego zwracać, jak robią to grekokatolicy w jednym ze swoich hymnów, używając osobliwego określenia „więcej niż święty” lub raczej, „wybitnie święty”, dzięki łaskom, które otrzymał z Nieba, i dzięki doskonałemu współdziałaniu z tymi łaskami. Uczony Suarez – daleki od pochopnego twierdzenia, że Józef przewyższa wszystkich świętych w chwale, nawet jeżeli przewyższa ich w łasce – uważa, że wiara Józefa jest zarówno pełna pobożności, jak i sama w sobie najbardziej prawdopodobna. Na poparcie tego samego poglądu można przytoczyć wiele innych wybitnych autorytetów kościelnych, ale nazwisko Suareza może wystarczyć, aby utwierdzić nas w przekonaniu, które narzuca się nawet naszemu rozumowi naturalnemu. Co więcej, gdyby kiedyś przyznać, że Józef, szczególnie związany z tajemnicą Wniebowzięcia, był ukonstytuowany w Kościele w hierarchii rzędu wyższego niż jakikolwiek inny święty – choćby wywyższony, w porządku zjednoczenia hipostatycznego – wynika z tego, że niemożliwe pozostaje porównanie między nim a innymi świętymi, ponieważ posiadał on inny i bardziej wybitny rodzaj świętości.

I nie jest to w Kościele opinia nowa. Trudno się zatem dziwić, że błogosławiona Weronika z Mediolanu, gdy została uniesiona w ekstazie i podniesiona na duchu, aby ujrzeć chwały empireum, dostrzegła niezrównanego Józefa wywyższonego ponad wszystkich błogosławionych. Nie dziwi także fakt, że jeden ze znany doktorów ostatnich stuleci miał napisać, że Jezus Chrystus odmówił pierwszych miejsc w swoim Królestwie ambitnym roszczeniom swoich uczniów, Jakuba i Jana, ponieważ miejsca te były zarezerwowane dla Maryi i Józefa. I czy rzeczywiście nie było słuszne, aby Syn Boży zatrzymał w swojej bliskości w Niebie osoby, które były Mu najbliższe na ziemi? Trudno sobie wyobrazić, że mogłoby być inaczej. „Czy kiedykolwiek istniała czysta istota”, powiada św. Franciszek Salezy, „tak umiłowana przez Boga, która bardziej zasługiwałaby na tę miłość niż Matka Boża czy Święty Józef?”. Wszyscy Ojcowie Kościoła są zgodni, że Józef z Księgi Rodzaju był typem najczystszego oblubieńca Maryi, a jego błyskotliwe wywyższenie nad braćmi było zapowiedzią chwały drugiego Józefa i rodzajem proroctwa rzeczy, które miały wydarzyć się w jego życiu. Czy nie jest to pośrednio zgodne z doktryną Suareza i innych wybitnych uczonych wyraźnie potwierdzających wyniesienie Józefa ponad wszystkich świętych w Niebie? Wydaje się wreszcie, że sam Kościół w swoim Magisterium przychyla się do tej prawdy i uznaje ją, nazywając Józefa czcią i chwałą Błogosławionych – słowami, które potwierdzają jego wyższość.

Jednakże ta najwyższa chwała duszy Józefa, chociaż stanowi jego zasadnicze i istotowe szczęście, nie wyczerpuje wszystkiego, co do tego szczęścia przynależy. Jako że człowiek stanowi jedność duszy i ciała, szczęście i chwała Nieba są obiecane zarówno ciału, jak i duszy. Otóż mamy wszelkie powody, by sądzić, że Józef naprawdę powstał z grobu, a jeśli tak, to że jego ciało również lśni blaskiem i cieszy się błogością przewyższającą szczęście, jakim kiedykolwiek będą się cieszyć ciała innych świętych. Z wiary wynika, że wiele ciał świętych powstało z martwych wraz ze Słowem Wcielonym i że ukazały się one wielu osobom w Jerozolimie, dając im niewątpliwe dowody na to, że prawdziwie zmartwychwstali. Co więcej, zdaniem św. Tomasza i prawie wszystkich doktorów, święci ci nie podlegali już śmierci, ale po pewnym czasie porozumiewania się na ziemi z uczniami Syna Bożego, kiedy minęło czterdzieści dni, poszli za Nim w Jego Wniebowstąpieniu, aby uczynić Jego wejście do Nieba jeszcze bardziej promiennym i chwalebnym. Niektórzy zaproponowali tezę, że ci święci powrócili do swoich grobów po złożeniu świadectwa. Z całym szacunkiem dla osób faworyzujących ten pogląd, wśród których są także i wybitne osobistości, nie tylko jest on dla nas pod każdym względem odrażający, ale wydaje się niszczyć wartość samego świadectwa, bowiem sugeruje, że ich ciała miały wrócić do prochu. Odrzucając zatem to domniemanie jako niegodne Bożej dobroci i wielkiego dzieła, jakiego dokonał Jezus, gdy zmartwychwstał z grobu i wstąpiwszy do Nieba, wziął jeńców do niewoli i pokazywał trofea swego zwycięstwa w tych pierwszych dzieciach Zmartwychwstania, zadajmy sobie pytanie, kto ze wszystkich starożytnych świętych miał stanowić część tej wybranej grupy. Święty Mateusz, całkowicie oddany relacjonowaniu tego, co bezpośrednio odnosi się do samego Pana Jezusa i umacnianiu naszej wiary w główne tajemnice, które do Niego się odnoszą, ani nie określił liczby tych, którzy zostali wezwani do udziału w triumfie Zbawiciela nad śmiercią, ani nie podał imienia żadnego z nich. Mówi po prostu, że było ich „wielu”. Dlatego też naturalnie dochodzimy do wniosku, że niektórzy wielcy patriarchowie i prorocy Starego Prawa musieli zostać wybrani w ten sposób. Bez względu jednak na to, jak wspaniałe były dane im i głoszone przez nich obietnice i jak wysoko stali w łasce Bożej, pozostają nieporównywalnie niżej pod względem wielkości i godności niż Józef, który został przybranym ojcem Boga wszystkich patriarchów i proroków i który karmił, wspierał i chronił Tego, który wszystko stworzył i podtrzymuje. Czy ci starożytni święci mogliby zostać wybrani do chwały Zmartwychwstania, podczas gdy Józef pozostawał w grobie? Czy jest ponadto możliwe, że ten kochający Zbawiciel, który daje życie, komu chce i ma prawo wybrać, z kim chciałby dzielić swą chwałę w ciele i w duszy, mógł powołać z grobów całą rzeszą swych sług i przyjaciół, a pominąłby swego ukochanego ojca? Jest to niemożliwe! Żaden dowód nie wydaje się potrzebny do ustalenia faktu, który, by tak rzec, dowodzi proste twierdzenie.

Wśród zebranych przez siebie przekazów wschodnich, Isolani przedstawia wzruszający przykład miłości, z jaką Jezus mówił o Józefie jeszcze na ziemi, nauczając swoich uczniów, którym już została objawiona wiedza o Boskim pochodzeniu Syna Bożego: „Rozmawiałem z Józefem o wszystkim, jakbym był Jego dzieckiem. Nazywał mnie synem, a ja jego ojcem. I umiłowałem go jako mojego ulubieńca”. Te i podobne przekazy przedstawiają pogląd panujący na Wschodzie w dniach bliskich czasom Ewangelii. Znajdujemy w nich dowody potwierdzające nasze przekonanie, że Jezus nie uważał swojej pozornie bliskiej relacji z Józefem za zwykłą osłonę lub maska, ale rozpoznał w niej prawdziwy związek, który, choć nie należał do porządku naturalnego, był jednak w swej istocie urzekający. Dzięki objawieniom świętych wiemy, że ta relacja wciąż trwa w Niebie, a On nadal nazywa Józefa ojcem. Objawiając się pewnego dnia Marinie de Escobar w towarzystwie św. Józefa, Pan Jezus powiedział do niej: „Oto mój ojciec, za którego uważałem go już na ziemi. Co o nim myślisz?”. Możemy twierdzić, zachowując stosowny szacunek, że Pan Jezus był niejako z niego dumny, dumny, że miał go za ojca na ziemi i pragnął ukazać chwałę jego świętej duszy. Bollandyści opowiadają również o tym, jak Jezus ukazał się pewnego dnia św. Małgorzacie z Cortony i powiedział jej, że bardzo podoba się Mu jej nabożeństwo do Jego przybranego ojca, Józefa, który był Mu najdroższy, i wyraził swoje życzenie, aby codziennie oddawała mu należną cześć. Serce rozpływa się z czułością nad takimi myślami, tak jak wzbrania się przed myślą, że ścisła więź między Jezusem a Józefem była jedynie tymczasowa i zrządzona tylko ku przemijającemu celowi. Jeśli zatem więź ta nadal istnieje, z pewnością Józef przebywa z Panem Jezusem zarówno ciałem, jak i duszą, tak jak przebywał z Nim w warsztacie w Nazarecie, gdzie przez tyle lat pracowali obok siebie. Święty Bernardyn ze Sieny – chwała zakonu serafickiego i wielki czciciel Józefa – w zachwycającym kazaniu, które wygłosił na jego cześć, po wyrażeniu swego przekonanie, że Józef posiadał ten sam przywilej, co Maryja w odniesieniu do zmartwychwstania ciała, podsumowuje swą wypowiedź stwierdzeniem, że tak jak Święta Rodzina – czyli Pan Jezus, Najświętsza Dziewica i św. Józef – byli zjednoczeni w mozolnym życiu i w czułej życzliwości na ziemi, podobnie ich ciała i dusze królują razem w Niebie w pełnej miłości chwale, zgodnie z regułą apostolską: „Jak cierpień jesteście współuczestnikami, tak i naszej pociechy”. Gerson, tłumacząc, że słowa go zawodzą, gdy próbuje wychwalać tę godną podziwu Trójcę – Jezusa, Maryję i Józefa – dodaje, że po Maryi Józef jest najbliżej Jezusa w Niebie, tak jak po Niej był Mu najbliższy na ziemi. Według Giovanniego Osorio Jezus, Maryja i Józef nie zostali w Niebie rozdzieleni i nikt nie przebywał bliżej Maryi w chwale niż Jej najsłodszy małżonek, ani też bliżej Jezusa, po Maryi, niż Jego domniemany ojciec, bowiem na ziemi nikt nie był tak ściśle zjednoczony jak Jezus, Maryja i Józef. Izydor Isolani naucza również, że Józef, małżonek Maryi, ubrany w dwie szaty, jak starożytny Józef – czyli błogosławieństwo swojej duszy i ciała – towarzyszył Jezusowi w Jego Wniebowstąpieniu i, według Kartageny, zasiadł obok Króla Chwały w miejscu po Jego lewej ręce, bowiem miejsce po prawej było zarezerwowane dla Maryi.

Istnieje wiele zgodnych opinii uczonych i świętych, ale nie możemy pominąć tu poglądu Suareza. Powiedziawszy wiele słów ku czci św. Józefa, dodaje, że zgodnie z dostatecznie przyjętą wiarą, było prawdopodobne, że panował on chwalebnie z Chrystusem w Niebie, zarówno w ciele, jak i w duszy. Jeżeli Suarez nazwał to przekonanie „dostatecznie przyjętą wiarą” ponad dwieście lat temu, w jaki sposób nazwałby je w obecnych czasach, kiedy jest ono powszechnie uznawane? Na koniec przytoczymy opinie dwóch świętych z późniejszych epok – św. Franciszka Salezego i św. Leonarda z Port Maurice. Pierwszy z nich, wypowiadając się na temat zmartwychwstania Józefa, konkluduje w ten sposób: „Święty Józef jest zatem w niebie z ciałem i duszą; co do tego nie ma wątpliwości”. A św. Leonard, głosząc pochwałę Józefa, woła, że został on przeniesiony z ciałem i duszą do empireum, dzięki szczególnemu przywilejowi, zasugerowanemu w Księdze Przysłów i głoszącemu, że wszyscy Jej domownicy (Maryi) „mają po dwie suknie”, co interpretatorzy rozumieją jako oznaczające podwójną gloryfikację duszy i ciała.

Spójrzmy jednak na ten temat z innego punktu widzenia. Nasz Boski Pan, powołując z grobu tę rzeszę świętych, pragnął, aby, jak naucza Mistrz Teologów, byli świadkami rzeczywistości Jego własnego Zmartwychwstania, aby uczniowie i pozostali wierni nie sądzili, że ukazały się im zjawy, ale mocno uwierzyli, że widzieli prawdziwie Jego samego, Jezusa z Nazaretu. Wiemy, jak trudno było im uwierzyć. Gdy zobaczyli Go kroczącego po Jeziorze Galilejskim, pomimo wszystkich cudów, których byli świadkami, krzyczeli ze strachu, sądząc, że to zjawa. I chociaż wielokrotnie powtarzał im, że miał powstać z grobu, początkowo odmówili uznania świadectwa Marii Magdaleny i innych kobiet. Wręcz przeciwnie, Tomasz odmówił wierzenia słowom pozostałych dziesięciu Apostołów, oświadczając, że nie uwierzy, dopóki nie będzie miał widocznych i namacalnych dowodów. Otóż możemy powiedzieć, że Zmartwychwstanie Chrystusa było kamieniem węgielnym chrześcijaństwa. Apostołowie mieli być posłani, aby właśnie tego przede wszystkim nauczać. „Jeśli Chrystus nie zmartwychwstał”, mówi św. Paweł w liście do Koryntian „daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara”. Jako że Apostołowie mieli głosić tę prawdę światu, Jezus posłużył się tymi zmartwychwstałymi świętymi, aby utwierdzić wiarę swoich uczniów w Jego Zmartwychwstanie. Mieli być dla Apostołów tym, czym potem Apostołowie byli dla wszystkich narodów ziemi. Aniołowie zostali przez Niego zaangażowani w tym samym celu, ogłaszając Zmartwychwstanie Chrystusa kobietom w poranek Wielkanocny i pokazując im Jego otwarty grobowiec. Syn Boży pragnął jednak mieć także świadectwo ludzi, i to nie tylko o swym własnym Zmartwychwstaniu, ale także i o swej mocy wskrzeszenia z martwych każdego, kogo zechciał. Dlatego też swoją Boską wszechmocą i skutecznością swego zwycięstwa nad grobem ożywił ciała swoich najdroższych przyjaciół, aby przezwyciężyć niedowierzanie swoich naśladowców. Jakież świadectwo byłoby bardziej wiarygodne niż świadectwo Józefa? Któryż z patriarchów lub proroków Starego Testamentu mógł dać Jezusowi dowód, który mógł dać oblubieniec Maryi? Abraham obserwował Jezusa w duchu z daleka, podczas gdy Józef widział Go swoimi cielesnymi oczami we własnym domu przez wiele lat. Dawid prorokował nadejście Słowa Wcielonego i opisał Jego główne czyny, podczas gdy Józef przyjął Je w swoje ramiona, gdy przyszło na świat, i brał udział w prawie wszystkich tajemnicach Jego życia. Józef, który zgodnie z pobożnym wierzeniem, z pewnością był wśród zmartwychwstałych świętych, mógł powiedzieć do Apostołów: „To jest prawdziwie Syn Maryi, Jezus z Nazaretu, jedyny Zbawiciel ludzi. To jest prawdziwie Ten, którego ujrzałem, gdy się urodził w stajence, Ten sam, którego obrzezałem, którego przywiozłem do Egiptu, którego przez długi czas utrzymywałem z pracy i który pracował ze mną w moim warsztacie w Nazarecie; On jest Tym samym, nie wątpcie w to, uczniowie Jezusa”. Czy to świadectwo, złożone przez znanego im osobiście Józefa nie powinno być bardziej przekonującym dowodem na Zmartwychwstanie Zbawiciela, niż to, co mogli przekazać wszyscy Ojcowie Starego Testamentu? Duch Boży pouczył nas przez usta proroków o odwiecznym poczęciu Syna Bożego, aniołowie ogłosili Jego doczesne poczęcie, kiedy urodził się w Betlejem, ale Józefowi dano zaszczyt oznajmienia rodzącemu się Kościołowi tego, co można nazwać nieśmiertelnym poczęciem Jezusa, czyli Jego powstaniem z martwych dzięki mocy Ducha. Wszystko, co mogli powiedzieć inni wskrzeszeni święci, nie miało tak przekonującej skuteczności, jak świadectwo zmartwychwstałego Józefa. Czy nie należy zastosować do niego słów Eklezjastyka odnoszących się do starożytnego Patriarchy: „Kości jego nawiedzone były, i po śmierci prorokowały” lub nauczały? Jakikolwiek byłby ich sens w odniesieniu do starożytnego Józefa – nie dotarł bowiem do nas żaden przekaz opisujący pojawienie się cudu uczynionego za sprawą jego drogocennych relikwii – zostały one dokładnie zweryfikowane w wielkim Świętym Józefie, gdy prawdziwie było mu dane ogłoszenie Apostołom Zmartwychwstanie Zbawiciela, a poprzez nich – całemu Kościołowi.

Jezus jest Chlebem Życia; każdy, kto w Nim uczestniczy będzie miał życie wieczne. Dlatego Ojcowie często nazywają Ciało Jezusa Ciałem życiodajnym. Kontakt z Nim w Najświętszej Eucharystii wlewa łaski w nasze dusze i tworzy zalążek naszych przyszłych uwielbionych ciał. Jeśli tak jest, możemy za św. Franciszkiem Salezym uważać, że Józef, który posiadał zaszczyt bliskiego zjednoczenia z Jezusem, nabożnie Go całował, czule Go obejmował i tak często nosił Go w swoich ramionach, musiał posiadać wystarczające prawo do przyszłego zmartwychwstania. Ciało Jezusa jest niczym niebiański magnes przyciągający do siebie ciała tych, którzy zostali zaszczyceni i uświęceni Jego dotykiem. Gdyby nawet przypominali grudy suchej i ciężkiej ziemi, które ich pokrywają, Syn Boży obiecuje im zręczność orłów, by przylecieli do Niego, gdy podczas Jego powtórnego przyjścia usłyszą w swoich grobach Jego głos: „Gdziekolwiek by było Ciało, tam się zgromadzą orły”. Czy ziemia mogła jednak zatrzymać aż do końca wieków ciało świętego Józefa, którego związek ze Zbawicielem był tak bliski i czuły? Autor Traktatu o Wniebowzięciu Najświętszej Dziewicy – przypuszcza się, że to św. Augustyn – oraz inni Ojcowie Kościoła jako powód do wiary w zmartwychwstanie Maryi uważają argument, zgodnie z którym byłoby niestosowne, aby ciało Niewiasty tak ściśle zjednoczonej z Jezusem, ciało, z którego przyjął On swe Ciało i które służyło Mu tak wytrwale, miało pozostać niewolnikiem śmierci aż do skończenia świata. Otóż to, co jest wybitnie prawdziwe w odniesieniu do Matki Najświętszej, odnosi się w dużej mierze do tego, którego Jezus nazwał swoim ojcem na ziemi i który służył Mu z takim oddaniem. Możemy zatem śmiało i głęboko wierzyć, że ten, który był z Nim bardziej zjednoczony, niż którykolwiek inny święty, musiał dzięki tej jedności uzyskać wyższe prawo niż wszyscy uczestnicy szczęścia i chwały Jego Zmartwychwstałego Ciała.

Starożytny Józef, gdy miał umrzeć, błagał swoich braci, aby nie pozostawiali jego szczątków w Egipcie, ale by sprowadzili je do ziemi obiecanej. Mojżesz wiernie wypełnił tę ostatnią wolę Patriarchy i zaniósł relikwie tego świętego człowieka do Palestyny. Widzimy tutaj figurę Józefa, oblubieńca Maryi, który będąc u kresu życia, pełen ufności w miłość Zbawiciela, nie tylko swoją duszę, ale i swoje ciało oddał temu umiłowanemu Synowi, który dał mu z kolei swe błogosławieństwo. A to błogosławieństwo było obietnicą. Jezus, który tak często słodko spoczywał przy sercu Józefa, swego opiekuna i obrońcy, trudzącego się dla Niego przez trzydzieści lat, nie zostawił Go w Egipcie tego świata, ale kiedy przeszedł do ziemi obiecanej, zabrał go ze sobą do Nieba, aby tam bez zwłoki cieszył się pełnią wiecznej szczęśliwości. Tak więc możemy powiedzieć za Prorokiem, że Józef miał „dwie części” w tej prawdziwej ziemi obiecanej – błogosławieństwo ciała i duszy.

Na poparcie tego poglądu można znaleźć wiele innych racji, w szczególności pragnienie Maryi. Czy Najświętsza Panna powstawszy z grobu w dniu swego chwalebnego Wniebowzięcia, byłaby, by tak rzec, zadowolona, gdyby nie ujrzała swego czystego małżonka, Józefa, podobnie uwielbionego? Najczystsze i najświętsze małżeństwo Józefa z Maryją miało trwać, podobnie jak jego ojcostwo, na wieki. Zostało ustanowione w związku z Wcieleniem Słowa, a ponieważ ta tajemnica wciąż trwała i będzie trwała przez całą wieczność, tak też było z ich przymierzem. Słowo na zawsze poślubiło ludzką naturę, a Józef na zawsze połączył się z Najświętszą Panną. I jak śmierć nie zerwała więzi, która łączyła Słowo z Ciałem i Duszą, które przyjęło, tak też nie zerwała więzi, która łączyła serca Maryi i Józefa. Kochała go Ona i będzie kochała jako swojego małżonka przez całą wieczność i dlatego musiała gorąco pragnąć pełni jego szczęścia. Nawet jeśli kochające Serce Jezusa nie podzielało tego pragnienia, musiał On ulec Jej namowom. Wszak na Jej prośbę, ze znacznie mniej istotnego powodu, zamienił wodę w wino na weselu w Kanie Galilejskiej. Święty Piotr Damiani uważał, że św. Jan Ewangelista zmartwychwstał i został uwielbiony zarówno w ciele, jak i w duszy w Niebie, ponieważ był podobny do Maryi w dziewiczej czystości i tak ściśle z Nią związany, że nie możemy pojąć zmartwychwstania jednego z nich bez zmartwychwstania drugiego. Jakże nieporównywalnie ważniejsze są analogiczne powody w odniesieniu do Jej dziewiczego małżonka!

Co więcej, możemy z całą pewnością stwierdzić, że gdyby jego czcigodne ciało zostało pozostawione na ziemi, Bóg nigdy nie pozwoliłby, aby pozostało w ukryciu, a tym samym pozbawione czci, jaką obdarza się relikwie świętych znacznie niższych od niego. Historia Kościoła często relacjonuje cuda, które Pan Bóg chciał uczynić w celu odkrycia cennych szczątków wielu Jego sług, aby ludzie mogli oddać im należną cześć, sprowadzić je do swoich kościołów, umieścić pod ołtarzami i otoczyć kultem religijnym. Po Józefie nie zostało jednak nic oprócz pierścienia, który włożył na palec Maryi w dniu ich zaślubin (o jego posiadanie walczyły dwa miasta), i kilku fragmentów szat, które wciąż czci się pobożnie. Aniołowie mieli przenieść Święty Dom z Nazaretu na ziemie katolickie, aby nie pozostawiono go w posiadaniu niewiernych. Jeśli zatem Bóg zechciał, aby ta materialna budowla została zachowana i uhonorowana, czy można sobie wyobrazić, że porzuciłby ciało człowieka, który był właścicielem tego domu i czystym oblubieńcem Jego Najświętszej Matki? Czy Bóg pozostawiłby to wszystko przez stulecia w zimnym uścisku śmierci? Mamy zatem wszelkie powody, by na podstawie powyższych faktów wnioskować, że ziemia nie posiada już ciała naszego Świętego. W istocie, wydaje się, że w sercach wielu wiernych, którzy odwiedzali grób Józefa w Dolinie Jozafata, w pobliżu grobu jego najświętszej małżonki, zagościło jednoznaczne przekonanie, że tak jak i Jej, nie ma tam także i jego, ale że został uwielbiony zarówno w ciele, jak i w duszy.

Wielu uczonych doktorów, a wśród nich (jak powiedzieliśmy) św. Franciszek Salezy, uważa, że kilka z rzekomych powodów tego przewidzianego zmartwychwstania stanowi swego rodzaju demonstrację. A nawet, wydaje się, że sam Bóg zaaprobował tę wiarę efektownym cudem. Gdy bowiem św. Bernardyn ze Sieny, nauczając w Padwie, oświadczył, że ciało i dusza Józefa zostały uwielbione w Niebie, nad głową kaznodziei zaświecił wspaniały złoty krzyż, będący świadectwem dla oczu tych, którzy kwestionowali prawdę przekazywaną ich uszom. Pobożny Bernardyn de Bustis, który sam był świadkiem tego cudu, również z całą mocą utrzymywał, że Józef powstał z grobu wraz z Chrystusem i wraz ze zmartwychwstałym Zbawicielem udał się z wizytą do swojej świętej Oblubienicy i teraz cieszy się życiem wiecznym i chwałą niewysłowioną w duszy i ciele w ich towarzystwie. 

Wielkość chwały błogosławionego ciała Józefa pozostaje poza zasięgiem naszej słabej wyobraźni. Wiemy tylko, że musi być proporcjonalna do chwały jego duszy. Pewne jest, że Ciało Pana, gdy zwycięsko powstał On z grobu, posiadało tak cudowne dary i zostało przyozdobione tak niezrównanym blaskiem, że cała ziemska wspaniałość i piękno jest tylko cieniem Jego chwały. Żywy pałac Słowa Wcielonego, w którym, jak mówi Apostoł, „mieszka cała Pełnia: Bóstwo, na sposób ciała”, powinno zatem być sowicie obdarzone i wzbogacone darami. Jezus jednak był nie tylko bogaty dla siebie, ale także po to, by przekazywać swoje skarby innym. Jego naśladowcy mają być ich uczestnikami, każdy według swojej miary, a ta miara, czy to mała, czy wielka, ma polegać na stopniu podobieństwa do Jezusa. Umiłowany Uczeń, nie mogąc opisać przyszłego szczęścia synów Bożych, powiada: „Jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy”, a potem dodaje: „Wiemy, że gdy się objawi, będziemy do Niego podobni”. To wszystko, co mógł powiedzieć. I była to najbardziej wzniosła rzecz, jaką mógł powiedzieć. To cudowne Ciało jest rzeczywiście pierwszym i najdoskonalszym ze wszystkich cielesnych piękności. Bogactwa i chwałę innych ciał umiemy oszacować poprzez ich porównanie z Boskim wzorcem. Kiedy więc Syn Boży zechciał wskrzesić z grobu swego ojca Józefa, miał coś, co moglibyśmy nazwać szczególnym obowiązkiem udzielenia mu wyjątkowego podobieństwa do siebie. Józef był bardzo podobny do Niego na ziemi i było rzeczą stosowną, aby taki pozostał, co potwierdziłoby opinię, że był prawdziwie Jego ojcem. A podczas zmartwychwstania, Jezus wzmocnił to podobieństwo, nie po to, aby ustanowić, ale aby wynagrodzić ojcostwo Józefa i zachować w Niebie stosowne podobieństwo, które było odpowiednie dla istniejącej między nimi relacji – relacji, która obok Jego zjednoczenia z Jego Niepokalaną Matką, była najbardziej zażyłym i chwalebnym związkiem. Kiedy więc Józef wszedł do Nieba w Dzień Wniebowstąpienia, obok Najświętszego Człowieczeństwa Syna Przedwiecznego, stał się dla oczu aniołów najwspanialszym obiektem, jaki kiedykolwiek widzieli. Maryja, ich Królowa, miała co prawda jaśnieć jeszcze większym blaskiem, ale ani przez chwilę nie możemy sądzić, że Jej przybycie w dniu Wniebowzięcia sprawiło, że chwała Jej małżonka zbladła. Wręcz przeciwnie, wzrosła i wzmocniła się dzięki tej niebiańskiej zasadzie odbijania światła, której podobieństwo znajdujemy w ziemskiej naturze. Ciała wszystkich świętych zostaną otoczone światłem, które emanuje od Baranka – lampę i słońce Nowego Jeruzalem, ale Zbawiciel i Jego Najświętsza Matka będą się rozkoszować, sprawiając, że najjaśniejsze promienie ich chwały przez wieczność opromienią błogosławione ciało Józefa, który przebywając w bliskości centrum blasków empireum – Najświętszego Człowieczeństwa Słowa Wcielonego i Jego Najświętszej Matki – zostanie przeniknięty ich światłem, jak szlachetny metal świeci z tą samą intensywnością, co piec, w którym jest zanurzony, lub jak czyste lustro, które wystawione na słońce wiernie odbija jego obraz – światła zbyt oślepiającego, aby śmiertelne oczy mogły na nie patrzeć. Cóż więcej możemy powiedzieć? Jezus, Maryja i Józef – ziemska Trójca – teraz razem intronizowani w blasku Boskiej chwały, jaśnieją w tym wiecznym świetle, które dzięki ich połączeniu staje się niejako wspólne dla wszystkich trojga.




SIEDEM BOLEŚCI MATKI BOŻEJ. BOLEŚĆ VII

Spełniło się! smutek ustąpił radości, zniewaga chwale. Świat żywy i martwy oddał świadectwo Bogu! Bijąc się w piersi, ci co przed chwilą bluźnili, wyznawali: zaiste ten musiał być Synem Bożym.

Słońce przyćmione, skały popękane, wywołały to wyznanie Denysa poganina, sławnego astronoma: „Albo świat się kończy, albo Stwórca świata cierpi!“ Gdy tak dziwne uczucia, wstrząsały gwałtownie w tej wielkiej chwili -sercami ludzkimi, jakież uczucie napełniało wówczas serce Maryi?

Ach jedno i to samo, które nigdy nie ustępowało z serca Jej! Miłość i boleść, zdejmują z krzyża to martwe zbolałe ciało, składają na ręce Maryi, tego, który świat zbawił! Widzi Maryja Zbawcę świata, ale widzi w Nim Syna boleści swoich! Całuje z uszanowaniem te usta, które już dla Niej żadnego słowa pociechy nie mają, całuje te oczy, których promienie głąb Jej duszy rozwidniały, całuje rany tych rąk i nóg najświętszych, a strumień łez Matki wpływa w ranę serca, z której nie dawno przelał się strumień krwi najświętszej!

Skończyły się boleści Syna, nie skończyły się boleści Matki, krzyż kalwaryjski świeci jako sztandar zwycięstwa nad światem wyjarzmionym spod niewoli piekła, ale dla Maryi, ach to krzyż boleści! Świat nań patrzy z radością, Maryja patrzy z boleścią, świat na Nim odzyskał życie, Maryja na nim straciła życie, świat widzi chwałę Boga człowieka, Maryja, boleść Boga-Syna.

Maryja, jako dziecko ukrzyżowanego Boga-Człowieka, podziela radość z odkupienia rodu ludzkiego, Maryja Matka Boga-Człowieka, płacze nad umarłym dzieckiem swoim!

Najsłodszy Zbawiciel świata na krzyżu dokonał dzieło zbawienia naszego, na krzyżu tylko, ale na krzyżu obok Jezusa, każdy z nas zbawienie swoje do kona, ale chciał Jezus wszystkie boleści, swoją poświecić boleścią, abyśmy w cierpieniach naszych zawsze wzór i siłę w cierpieniach Jego znaleźć mogli.

A poświęciwszy wszystkie cierpienia, na wszystkich władzach duszy i zmysłach ciała, sam przez się, poświęcił najdotkliwsze cierpienie przez jakie serce ludzkie przechodzić może, cierpienie macierzyństwa, przez Matkę i w Matce swojej! Musiała Maryja tak kochać, jak żadna Matka kochać nie wydęła! Biedna Matko, coś utraciła dziecię serca miłości Twojej, kto Cię zrozumie, kto Cię pojmie, kto Cię pocieszy… Ach ta która wszystkich matek boleści nosiła w sercu swoim!

O gdy dziecię twoje wesołe i zdrowe, piękne i dobre, zanieś je do dziecka Nazaretańskiego, niechaj się połączy boleść dziecka twego, z boleścią Jezusa, boleść twoją z boleścią Maryi.

A jeśli wyrok Boski spełnić się ma na dziecku twoim, jeśli Bóg chce boleścią twoją okupić szczęście dziecka twego, jeśli chce, abyś serdecznymi łzami wypłakała dla siebie niebo, jeśli cię kocha i dziecko twoje taką miłością, jaką ukochał Jezusa i Maryję, stań z Maryją pod krzyżem, o tam miejsce zawsze próżne zastaniesz, bo mało kto tam spieszy; dziecko twoje z Jezusem na krzyżu, bądź ty z Maryją pod krzyżem.

I gdzie pójdziesz, do świata, ale świat cię zbędzie kilkoma słówkami, bo świat nie lubi tych, którzy płaczą, bo świat jest nieprzyjacielem Jezusa ukrzyżowanego, bo on Go ukrzyżował. Bóg nie potępia łez żalu, tylko łzy rozpaczy.

Bóg błogosławi tych, którzy krzyż błogosławią, przeklnie tych, co krzyż przeklinają. Bóg błogosławi tych, którzy płaczą pod krzyżem, nie zna tych, którzy płaczą, lecz nie pod krzyżem. A jeśli dziecko twoje zakończy bieg życia swego, jeśli serce Jego bić przestanie, ale twoje serce jeszcze żyć i bić będzie, jeśli cała światłość życia twego, jako słońce przy zgonie Jezusa się przyćmi, jeśli serce twoje jak owe skały boleścią pękać będzie, wytrwaj z Maryją pod krzyżem, o! nie uciekaj, ale kochaj i cierp!

Pod krzyżem obok Maryi, trzymając na łonie twoim to drogie ciało, z Maryją uczyń z siebie ofiarę Bogu, z tego, co masz najdroższego, z Maryją zanieś do grobu szczęście i radość twoją, czekając na wielkie ciał zmartwychwstanie! Z Maryją żyjąc, z Maryją uśniesz, Ona tymczasem będzie Matką dziecka twego w niebie, a ty bądź Jej dzieckiem na ziemi! Od Maryi ucz się kochać, od Maryi ucz się cierpieć.

***

O Maryjo! Matko moja, smutne jest serce moje, Tyś była Matką Boga; ja matką biednego człowieka, ale zawsze matką. Ty jedna zrozumiesz boleść moją, i dlatego z tą boleścią do Ciebie się uciekam. Naucz mnie jak mam cierpieć, abym w boleści mojej, nie obraziła Ciebie i Syna Twego, abym nie stała się niegodną z Tobą stać i płakać pod krzyżem Syna Twego! Odpuść mi i wybłagaj mi odpuszczenie, za te chwilowe smutki, tęsknoty. Jeśli w sercu pomimo wiedzy i woli mojej, mogłam Cię obrazić, bo ja nie chcę obrazić Jezusa Syna Twego, nie chcę, nie chcę, powtarzam i wołam z głębi rozranionego serca, nie chcę moim rozumem i sercem moim się rządzić, mądrości i miłości Twojej oddaję duszę moje,, serce moje, myśli, uczucia, wszystkie sprawy moje, dzieci moje, męża mego, żonę moją, dom mój, oddaję życie i śmierć moje. Niech się spełni na mnie, zawsze, wszędzie, i we wszystkim najświętsza wola Twoja.

Źródło: Siedem uwag o siedmiu boleściach Najświętszej Maryi Panny dla osób w smutku i utrapieniu zostających. oo. Misjonarze, 1857.

Obraz: Fresco of the Seven Sorrows of the Blessed Virgin, by Tempesta and Circignani, Santo Stefano Rotondo, Rome (ncregister.com).




SIEDEM BOLEŚCI MATKI BOŻEJ. BOLEŚĆ VI

O wy wszyscy, którzy przechodzicie tą drogą, uważcie i przypatrzcie się, czy jest boleść, która by mogła być zrównaną z boleścią moją?

Te są słowa, które Maryja bolesna Matka, do nas dzieci swoich przemawia: „Dzieci moje, ja od was nie żądam pocieszenia, bo serce moje już na tej ziemi pociechy żadnej doznać nie może, ze śmiercią Jezusa mojego, wyschło dla mnie wszelkie pocieszenia źródło.

Tego, tego jedynie dziś od was żądam, abyście serca wasze i oczy wasze ku mnie zwróciły, abyście poznały, że nie ma na świecie większej boleści, nad boleść, której doznałam przy śmierci Syna mego.

O Maryjo! boleść ta, nie była ostatnią boleścią Twoja. Nowy miecz przebije serce Twoje, bo ta włócznia, która serce Syna Twego przebije, ta włócznia przejdzie pierwej przez serce Matki. Nad tym szóstym zastanówmy się teraz mieczem, który tak boleśnie zranił serce Matki naszej. Boleści poprzedzające, jedna po drugiej następowały, ale w tej ostatniej boleści, wszystkie poprzedzające odnowiły się, sześć mieczów od razu serce Twoje przebiło.

Dosyć powiedzieć Matce: „Syn Twój umarł” aby całą Jej miłość ku zmarłemu Synowi goręcej, mocniej jeszcze jak za życia czuła, w sercu Jej odnowić.

Ach! ten Syn o Maryjo! żadnej najmniejszej nie sprawił Tobie przykrości, przeciwnie, wszelka radość Twoja od Niego Ci przychodziła. On Ciebie tak kochał, On Tobie był tak posłusznym, On Ciebie tak szanował!

„O Boże!” musiała Maryja w chwili skonania Syna swego zawołać: „Tobie ofiaruję duszę Syna Twego, Syna mego, który w posłuszeństwie i pokorze już wypełnił rozkaz Twój! uczynił zadosyć sprawiedliwości Twojej, spełnił tę największą ofiarę!”

A potem zwróciwszy się do Syna swego, patrząc na to zbolałe, już martwe ciało. „O! rany bolesne Syna mego, błogosławię was, bo przez was spełniło się odkupienie świata! Wy ciągle otwarte pozostanie cie, na przytułek i schronienie tych, którzy do was uciekać się będą! O wielu to przez owe rany błogosławione, otrzyma odpuszczenie grzechów, i na widok wasz, miłości rozpali się płomieniem.

Aby wesołości świąt nadchodzących nie mieszać, chcieli żydzi, aby ciało Chrystusa zdjęte z krzyża zostało, ale ponieważ żyjących z krzyża zdjąć nie było dozwolone, przyszli do Jezusa z żelaznymi maczugami, aby pogruchotać kości Jego, jako już byli uczynili dwom z Nim ukrzyżowanym. Widzi, widzi Maryja zbliżających się katów do ciała Syna swego, zadrżała nową boleścią i strachem, i zawołała żałośnie: „Ach! Syn mój już umarł, ach! po śmierci przynajmniej nie znieważajcie ciała Jego! Zmiłujcie się i nie dodawajcie nowych boleści nieszczęśliwej Matce”.

Ale wtem widzi żołnierza rzymskiego, cwałem prosto ku krzyżu pędzącego, osadza o kilka kroków zadyszanego konia, wypręża rękę włócznią uzbrojoną.

Zadrżała, zbladła, struchlała Maryja. Longinus uderza żelazną włócznią w bok Zbawiciela, krzyż się zatrząsł, a serce Jezusa estrem przebite zostało żelazem. Strumień krwi i wody wypłynął z tej rany otwartego serca, bo i tą ostatnią krew chciał za nas przelać.

Zniewaga była Jezusa, boleść była Maryi. „Ach“ mówi Maryja w objawieniu św. Brygidzie: „Gdy włócznię wyciągnął żołnierz, żelazo krwią było zbroczone. Na ten widok wydało mi się, jakoby serce moje przebite zostało, widząc serce Syna mego żelazem przebite”.

Cudem tylko wszechmocności Boskiej, ten okropny widok przeżyć mogła. W innych boleściach Syn Matkę pocieszał, ale w tej boleści nikt już Ją pocieszać nie zdołał.

Źródło: Siedem uwag o siedmiu boleściach Najświętszej Maryi Panny dla osób w smutku i utrapieniu zostających. oo. Misjonarze, 1857.

Obraz: Fresco of the Seven Sorrows of the Blessed Virgin, by Tempesta and Circignani, Santo Stefano Rotondo, Rome (ncregister.com).




700-lecie Bulli o Przywileju Sobotnim

3 marca minęło 700 lat od publikacji Bulli Jana XXII o Przywileju Sobotnim. Poniżej publikujemy jej treść (za portalem Polonia Christi).

Jan, papież, sługa sług Bożych, wszystkim, a w szczególności każdemu wiernemu Chrystusowemu, zbawienie i apostolskie błogosławieństwo.

Na pokornej modlitwie objawiła mi się Najświętsza Maryja Panna z Góry Karmel i w te odezwała się słowa: „O Janie, o Janie, Namiestniku najmilszego mojego Syna, ja cię wybawię i oswobodzę od twych przeciwników i uczynię papieżem. Za moim pośrednictwem, z mojej łaski otrzymasz tę godność, bo ją wyprosiłam u Syna mojego dla ciebie. Oczekuję więc od ciebie przychylnego, ze szczodrobliwością połączonego potwierdzenia zakonu, przez Eliasza i Elizeusza na Górze Karmel założonego. Aby każdy po uczynionej professyi, gdy zachowa regułę od mego sługi, Alberta Patriarchy przepisaną, a przez sługę mego Innocentego potwierdzoną, który jako prawdziwy Syna mego Namiestnik na ziemi, powinien był przyjąć co w Niebie Syn mój postanowił i rozporządził; to jest to, że kto przetrwa w świętym posłuszeństwie, ubóstwie i czystości, albo kto wstąpi do świętego zakonu, ten będzie zbawionym. A inni, gdy z pobożnością przyjmą suknię świętego zakonu, gdy wzajemnie nazywać się będą braćmi i siostrami mego zakonu, darowaną mieć będą trzecią część kary za ich grzechy, licząc od dnia w którym przyjmą znaki świętego zakonu. Czystość właściwą tak w stanie panieńskim, wdowim lub też małżeńskim niezmiennie zachowywać powinni, jak to Matka, Kościół Święty, zaleca. Bracia i siostry przysięgli temu zakonowi, od kary i winy będą uwolnieni w dzień, w którym zejdą z tego świata, i sprawiedliwości Boskiej w czyśćcu prędzej uczynią. Ja, Matka miłosierdzia, zstąpię w sobotę po ich śmierci, uwolnię tych których znajdę w czyśćcu i wprowadzę ich na Górę Świętą życia wiecznego. Bracia i siostry zobowiązani są odprawiać pacierze kanoniczne, wedle przepisu i ustawy danej przez Alberta; ci zaś, którzy nie mogą zastosować się do rzeczonego przepisu, mają posty zachować w dni wymienione i przez Kościół Święty nakazane, wyjąwszy słuszną przeszkodę. W środy i soboty mają się wstrzymywać od mięsnych pokarmów, wyjąwszy dzień Narodzenia mojego Syna.” Po czym owe widzenie zniknęło.

Ten więc święty odpust w całej swej mocy zatwierdzam na ziemi, jak go w Niebie łaskawie udzielił Jezus Chrystus, dla zasług swej Najświętszej Matki Dziewicy. Przekazujemy więc wszystkim, aby się nikt nie ważył niniejszego naszego odpustu i postanowienia świętokradzko znieważyć, albo uporczywie przeciwko niemu powstawać. A jeśliby kto pokusił się przeciwnie postąpić, niechaj wie, że ściągnie na siebie gniew Boga Wszechmogącego oraz Błogosławionych Apostołów Piotra i Pawła.

Dan w Awinionie, dnia 3 marca 1322, w 6. roku Naszego Pontyfikatu.

Bulla i przytoczony Przywilej Sobotni zostały potwierdzone przez papieża Pawła V w Roku Pańskim 1613.

Obowiązki dla otrzymania przywilejów i łask szkaplerza karmelitańskiego:

1. Przyjąć pobłogosławiony szkaplerz z rąk kapłana.Przyjęcie szkaplerza pierwszy raz musi dokonać się poprzez przyjęcie szkaplerza sukiennego. Kto jednak miałby poważne przeszkody dla noszenia takiego szkaplerza, ten może zastąpić go pobłogosławionym medalikiem szkaplerznym i tenże nosić godnie przy sobie, najlepiej zawieszony na szyi; zgodnie z przywilejem udzielonym przez św. Piusa X. Tylko pierwszy szkaplerz musi być nałożony przez kapłana, to znaczy, że jeśli tenże zniszczy się i nastanie konieczność zastąpienia go nowym, wówczas wystarczy, aby nowy szkaplerz był pobłogosławiony przez kapłana, ale nie jest wymagany obrzęd ponownego nałożenia.

2. Wpisać się do księgi Bractwa Najświętszej Maryi Panny z Góry Karmel.W pewnych i uzasadnionych okolicznościach nie jest to koniecznym warunkiem.

3. Nosić szkaplerz święty ustawicznie, to znaczy w dzień i w nocy. Ustawicznego noszenia nie przerywa krótki czas zdjęcia go do umycia się. Kto też nie nosił dłuższy czas szkaplerza, czy to z niedbalstwa, czy z zapomnienia, albo dlatego, iż stary uległ zniszczeniu lub też zgubieniu – aby na nowo uczestniczyć w łaskach i przywilejach Bractwa – nie musi znowu szkaplerza z rąk kapłana przyjmować, ale wystarczy, że sam go na siebie włoży. Kto jednak szkaplerz zrzuciłby z pogardy, ale nawróciwszy się chciałby na nowo go nosić, ten musi pobłogosławiony szkaplerz przyjąć na nowo z rąk kapłana.

Przywileje i łaski dla noszącego szkaplerz karmelitański:

1. Nie pójdzie na wieczne potępienie według słów samej Matki Najświętszej wyrzeczonych do św. Szymona: „Kto w nim umrze, nie dozna ognia piekielnego.”

2. Ma zapewnioną szczególną opiekę Matki Bożej w niebezpieczeństwach tego życia, albowiem sama to obiecała mówiąc: „Oto znak zbawienia, obrona w niebezpieczeństwach, rękojmia pokoju i wieczystego przymierza.”

3. Może otrzymać liczne odpusty zupełne i cząstkowe nadane przez Kościół.

4. Ma udział – tak za życia, jak i po śmierci – w dobrach duchownych, jak np. modlitwy, posty, pokuty, prace, Msze i Komunie święte oraz inne dobre uczynki potrójnego Zakonu Karmelitańskiego oraz Bractwa Szkaplerza świętego.

5. W sobotę, po swej śmierci, Matka Boża wyprowadzi go z czyśćca do Nieba. Dla dostąpienia tego Przywileju Sobotniego, oprócz trzech powyżej wymienionych obowiązków, należy zachować czystość według swego stanu oraz odmawiać Officium parvum Beatæ Mariæ Virginis (po łacinie lub po polsku), albo też – jeżeli nie umie się go odmawiać – zachowywać posty nakazane, a w środy i soboty powstrzymać się od spożywania mięsa, za wyjątkiem Bożego Narodzenia. Kto by jednak, czy Officium parvum, czy postów nie mógł dla słusznej przyczyny wypełnić, temu kapłan nakładający szkaplerz lub spowiednik może pozwolić w zamian odmawiać jakąś modlitwę, np. Godzinki, Anioł Pański, część Różańca świętego, litanię, Pod Twoją obronę… itp. Kapłani zaś, odmawiając Brewiarz, czynią zadość temu warunkowi modlitwy.

Źródło: Polonia Christi




Wojsko Polskie zawierzone Maryi

Biskup polowy Wiesław Lechowicz zawierzył opiece Maryi, Hetmanki Żołnierza Polskiego, wojsko, funkcjonariuszy Straży Granicznej, Służby Ochrony Państwa i wszystkich służb mundurowych oraz ich rodziny. – Ty, któraś strzegła w swoim sercu wszystkiego, co było związane z osobą Jezusa ustrzeż także tych, którzy stoją na straży naszej wolności, bezpieczeństwa i pokoju od wszelkich niebezpieczeństw duszy i ciała – mówił duchowny.

Ordynariusz Wojskowy w modlitwie prosił także o pokój w naszej Ojczyźnie, na granicy polsko-białoruskiej i na Ukrainie. – Uczyń nas narzędziami pokoju poprzez modlitwę, słowo i czyn. Wypraszaj też dla rządzących państwami i kierujących siłami zbrojnymi dar mądrości, dar roztropności i dar rady, by podejmowane przez nich decyzje wolne były od egoizmu i zachłanności, a służyły dobru człowieka i pokojowemu współistnieniu narodów – powiedział bp Lechowicz.

Źródło: Stacja7.pl




Nowenna różańcowa w intencji pokoju na Ukrainie

W dniach 18-26 lutego odbędzie się Nowenna różańcowa z Niepokalaną w intencji pokoju na Ukrainie. „Obrońmy ukraińskie granice modlitwą”. Akcję zorganizował „Nasz Dziennik”. Całość granic Ukrainy została podzielona na 12 etapów – tras. Przez 9 dni duchowego pielgrzymowania na kolejnych odcinkach odmawiany będzie Różaniec.

Inicjatywie Nowenna różańcowa z Niepokalaną w intencji pokoju na Ukrainie błogosławi ks. abp Mieczysław Mokrzycki, metropolita lwowski.

„Dziękujemy naszym rodakom w Polsce i za granicą, Kościołowi powszechnemu, za wsparcie całego ukraińskiego narodu modlitwami o pokój, są one nieustannie potrzebne. Prosimy i zachęcamy, by trwać w wielkim wołaniu do Pana Boga o Jego miłosierdzie” – apelował w rozmowie z „Naszym Dziennikiem”.

Arcybiskup wyraził wdzięczność za Nowennę różańcową z Niepokalaną w intencji pokoju na Ukrainie, którą w Polsce podjęli już wcześniej nawróceni więźniowie.

„W ten sposób otoczyli modlitwą granice Ukrainy, prosząc, aby nieprzyjaciel nie wdarł się na dalsze tereny tego kraju” – zaznacza metropolita lwowski.

Pierwszą taką nowennę – obejmującą modlitwą granice Ukrainy z błogosławieństwem metropolity szczecińsko-kamieńskiego, ks. abp. Andrzeja Dzięgi, podjął indywidualnie świecki Pielgrzym Miłosierdzia, pan Roman, rozpoczynając ją w święto Matki Bożej Gromnicznej, 2 lutego. W kolejną nowennę włączyła się grupa nawróconych więźniów z terenu tej metropolii, do której dołączyli więźniowie z zakładów karnych w różnych częściach Polski.

„Zachęcam wszystkich ludzi dobrej woli i w Polsce, i na Ukrainie do udziału w nowennie, która odbędzie się od 18 do 26 lutego, by ponownie duchowo modlitwą różańcową opleść całą granicę Ukrainy” – podkreślił ks. abp Mieczysław Mokrzycki – „Błogosławię wszystkim uczestnikom tej nowenny”- dodał.

Źródło: Nasz Dziennik




Wiem, że modlitwa może nawrócić Rosję

W 1933 r. Hamish Fraser, wówczas szkocki prezbiterianin, przyłączył się do Ligi Młodych Komunistów. Działał na rzecz sił komunistycznych w czasie hiszpańskiej wojny domowej w l. 1936-39.  Między 1933 a 1945 rokiem zajmował kluczowe stanowiska wśród komunistów na Wyspach Brytyjskich. Opatrzność jednak chciała, aby poznał fałsz i jałowość komunistycznej doktryny i praktyki. Z czasem uświadomił sobie prawdziwość ostrzeżenia Piusa XI, iż „komunizm jest w swej istocie przewrotny” i nawrócił się na wiarę katolicką.

Prawie dziesięć lat przed Soborem Watykańskim II, w 1954 r., została wydana książka Frasera Fatal Star. Autor podkreśla w niej potrzebę absolutnego posłuszeństwa wobec nauki Kościoła, (a przesłanie Matki Bożej Fatimskiej uznaje za całościowe potwierdzenie katolickiego nauczania). Publikacja zawierała również rozdział „Komunistyczna piąta kolumna w strukturach Kościoła”. Ta piąta kolumna miała składać się z ludzi, którzy „nie widzą nic złego w łączeniu uczestniczenia we Mszy św., częstego przyjmowania sakramentów z akceptacją marksistowskich idei społecznych, politycznych i gospodarczych”. Była to część opinii katolickiej, którą komunizm starał się „zaprząc w swój rydwan”. Fraser nie wyobrażał sobie jednak, że w ciągu dziesięciu lat osoby promujące tę postawę będą kontrolować Kościół instytucjonalny na praktycznie wszystkich poziomach. Niemniej jednak, od samego początku Soboru Watykańskiego II był wyraźnie świadom niebezpieczeństwa, które stwarzała owa „piąta kolumna”. W celu zwalczania tych wpływów, na Wielkanoc 1965 r. zaczął wydawać czasopismo Approaches (obecnie Apropos).

Poniższy tekst, mający imprimatur biskupa George Ahra, S.T.D., to całość przemówienia wygłoszonego przez Frasera wkrótce po jego nawróceniu w 1952 r. Konwertyta przemawiał do ponad 10 tys. ludzi w paryskim Parc des Expositions  8 grudnia na wielkiej manifestacji fatimskiej. Jeszcze zanim zaczął mówić, jeden z gołębi, które towarzyszą pielgrzymującej figurze Matki Bożej Fatimskiej, usiadł na jego głowie i przez dłuższą chwilę tam pozostał nie zrażając się błyskami aparatów fotograficznych uwieczniających tę niezwykłą scenę.

Słowa te kieruję przede wszystkim do osób wątpiących w możliwość nawrócenia Rosji, pozwólcie więc Drodzy Słuchacze, że zwrócę uwagę na trzy sprawy: nawrócenie Rosji to po prostu nawrócenie komunistów, nie tylko rosyjskich; nieraz zdarzały się w historii nawrócenia komunistów do Kościoła; ponieważ każdy poszczególny komunista, niezależnie od narodowości, jest żołnierzem Kremla, nawrócenie każdego z nich jest, konsekwentnie, symbolicznym wypełnieniem obietnicy z Fatimy: jasnym dowodem, że nawrócenie Rosji nie jest niemożliwe; jasnym dowodem, że może się ono dokonać. Chcę mówić o tym, jakich środków użyć, aby Rosja się nawróciła, a na świecie nastał pokój.

Po pierwsze, nietrudno jest komuniście pozbawić się złudzeń. Nawet towarzysze Marty[1] i Tillon[2] – nie wspominając towarzysza Josipa Broza[3] –  zrozumieli czym tak naprawdę jest kremlowskie jarzmo. Prawdą pozostaje – jak można zobaczyć na przykładzie nigdy nie kończącego się procesu czystek i likwidacji za żelazną kurtyną – że komunizm jest nieludzkim systemem, który okazuje się nieznośny nie tylko dla katolików, ale nawet dla najbardziej ortodoksyjnych marksistów. Nawet Tito, jeden z największych wrogów duchowieństwa w szeregach ortodoksyjnych marksistów uznał dyktaturę w pełni rozwiniętego sowieckiego komunizmu za nie do zaakceptowania i, wiedząc, że tylko Stalin jest wolny od stalinizmu, mianował siebie Stalinem Jugosławii.

Tak, bardzo łatwo komuniście pozbyć się złudzeń – zwłaszcza będąc zmuszonym do życia w tak zwanym „sowieckim raju”. Doświadczenie mojego towarzysza broni El Campesino[4] ukazuje jasno, że każdy z obecnych zachodnioeuropejskich entuzjastów sowieckiej Rosji szybko wyzbyłby się swych złudzeń, gdyby musiał tam spędzić choćby rok. Dla cierpiących na uzależnienie od marksistowskich halucynacji taka terapia okazałaby się z pewnością skuteczna.

Niezależnie od stanu sowieckiej medycyny, jedna z jej dziedzin jest niesamowicie skuteczna – dziedzina leczenia „wrogów Partii”. Otóż prawie nikt z radzieckich obywateli walczących o wolność słowa nie umiera z przyczyn naturalnych. Między innymi dlatego właśnie komuniści (zachodnioeuropejscy) mogą łatwo wyleczyć się ze swoich złudzeń.

Dwa rodzaje rozczarowania

Tu się jednak problem nie kończy, lecz tak naprawdę dopiero zaczyna. Czymś innym jest utrata złudzeń, czym innym nawrócenie „rozczarowanego” komunisty. Jeśli ktoś był przez dłuższy czas komunistą (mam na myśli co najmniej kilka lat) musiało to zostawić znaczące znamię na jego psychice. Jest ona na wskroś przesiąknięta materialistycznymi przesądami, tak, że, mówiąc obrazowo,  materializm wsiąkł w każde włókno jego bytu; każda komórka jego ciała, a także jego dusza są przesiąknięte tą chorą złą ideologią.

Człowiek zatruty marksizmem ma rozum, ale nie może z niego korzystać, bowiem nie pozwalają mu na to jego uprzedzenia. Powodują one, że słowa „Bóg”, „wiara”, „zbawienie” nie mają dla niego sensu. Jego umysł działa tylko w zamkniętym kręgu błędnych przesłanek, a więc i błędnych wniosków.

Taki człowiek pada ofiarą swojej własnej niewiary. Choroba duchowa, na którą cierpi robi z niego duchowego inwalidę niezdolnego do radzenia sobie z problemami swojej duszy. Modlitwa nie ma dla niego sensu.

Ów nieszczęśnik zdany jest całkowicie na twoją dobrą wolę! Od ciebie zależą losy jego biednej duszy! Od twoich modlitw do Niepokalanej Dziewicy uzależnione jest jego zbawienie (wynikające z nawrócenia na wiarę katolicką) albo potępienia (wynikającego z pozostania na marksistowskiej pustyni, w marksistowskim grobie).

Nie mam czasu, by nawet spróbować opisać wam, jak łaska od Boga działała w przypadku mojego nawrócenia. Gdybym miał czas, mógłbym co najwyżej opisać kilka ciekawych sposobów poprzez które łaska Boża powoli rzuciła mnie, wbrew mojej woli, na kolana.

Nie szukałem wiary; należałoby raczej powiedzieć, że kiedykolwiek i gdziekolwiek się na nią natknąłem, walczyłem aby utrzymać moją własną niewiarę z całą siłą do jakiej byłem zdolny. Ostatnią rzeczą jakiej chciałem to zostać katolikiem. Dobrowolnie skapitulowałem, bo znajdowałem w sobie tylko nienasycony głód prawdy, a Prawdą tą był Jezus Chrystus.

Teraz wiem, że dar wiary, który otrzymałem nie prosząc o niego był skutkiem tego, że ktoś modlił się za mnie, biednego grzesznika. Otrzymałem łaskę Bożą dlatego, że ktoś za mnie o nią prosił.

Ja nie wierzę, ja WIEM

Na skutek mojego doświadczenia nie mogę powiedzieć z całą uczciwością, że ja wierzę, że modlitwa może nawrócić komunistów, ja WIEM, że modlitwa może nawrócić komunistów. A ponieważ nawrócenie Rosji i nawrócenie komunistów jest jednym i tym samym, dlatego właśnie mówię Wam – dzięki modlitwie Rosja się nawróci.

Czy rzeczywiście się tak stanie, czy wybuchnie trzecia wojna światowa, czy Kościół Jezusa Chrystusa powróci do katakumb – zależy od nas. Pytanie, które musimy sobie zadać brzmi: Czy jesteśmy przygotowani do modlitwy o nawrócenie Rosji? Czy jesteśmy gotowi poświęcić nasz rodzinny Różaniec odmawiany każdego wieczoru w tej najchwalebniejszej z intencji?

Innymi słowy: czy jesteśmy gotowi, aby zrobić to, do czego wzywa nas sama Matka Boża? Jeśli odpowiemy twierdząco, Rosja nawróci się; nastanie  pokój; będziemy mogli patrzeć w przyszłość z ufnością.

Nie znaczy to jednak, że wystarczy wymamrotać rodzinny Różaniec każdego wieczoru. Konieczne jest, aby rzeczywiście modlić się na Różańcu, przyrzekając sobie podczas modlitwy, że każdy z nas będzie dążył do tego, aby jego rodzina stawała się prawdziwie chrześcijańska. To nie przypadek, że Matka Boża Fatimska poprosiła nas, aby Różaniec był odmawiany przez całą rodzinę; aby był środkiem chrystianizacji naszych rodzin. Rodzina jest podstawową jednostką społeczeństwa; jest także podstawową jednostką apostolatu chrześcijańskiego; podstawą, bez której żadna katolicka działalność nie jest możliwa.

Musimy także pamiętać, że Matka Boża w Fatimie prosiła nie tylko o modlitwę, ale i o pokutę. Najświętsza Dziewica nie miała jednak na myśli tego, abyśmy umarli z głodu albo by bez przerwy nosić włosienicę. Poprosiła o najmniej spektakularną ze wszystkich pokut: aby zmierzyć się z codziennymi problemami naszego życia w duchu prawdziwie katolickim. Innymi słowy, zadała pokutę posłuszeństwa; poprosiła, abyśmy poddali siebie i nasze rodziny władzy Jezusa Chrystusa; poprosiła, aby nasze rodziny stały się ostoją dla wojującego Kościoła, apostolskim zrębem  wiary.

Pokuta, o którą prosiła NMP

Chrześcijanami mamy być w domu, ale i poza nim. Nie możemy wśród znajomych, w pracy, w autobusie, na spacerze czy gdziekolwiek indziej  zachowywać się jak poganie – nie możemy akceptować antykatolickich postulatów i praw w kwestiach społecznych. Mamy obowiązek walczyć o społeczną naukę Kościoła Świętego Matki naszej.

Postawą niegodną chrześcijanina jest akceptacja marksistowskich założeń, zachowań i żądań w naszych związkach zawodowych, w naszych partiach politycznych, w naszych świeckich organizacjach. Z pogaństwem musimy walczyć, nie możemy zostać przyjaciółmi wroga. Taki jest sens przekazu NMP.

Matka Boża Fatimska prosiła, i wynika to z tego, o czym mówiłem wcześniej, abyśmy we wszystkim podporządkowali się Jezusowi Chrystusowi; abyśmy uznali Jego panowanie nad wszystkimi osobami, sprawami i rzeczami, nad wszystkimi naszymi zdolnościami oraz nad naszymi członkami. W istocie, pokuta zadana w Fatimie polega na uznaniu w całości Królowania Jej Boskiego Syna. A więc wyrzeczeń i walk, które z tego panowania wynikają. To jest najważniejsze w przesłaniu Matki Bożej. Niestety, obecnie wielu jest takich, którzy uznają Chrystusa za Najwyższego Kapłana, ale odmawiają uznania Go Najwyższym Panem wszystkiego, Królem Królów.

Społeczne obowiązki chrześcijan
Jakże wielu jest takich, którzy nazywają się katolikami, pobożnie słuchają Mszy św. i ignorują to czego Kościół Chrystusowy naucza w kwestiach społecznych. Zaprzeczają panowaniu Pana Jezusa nad społeczeństwem, nad polityką, nad ekonomią. Pius XI wskazał nam wyraźnie we wspaniałej encyklice Quas Primas, że wszystkie problemy współczesnego świata spowodowane są haniebnym sprowadzeniem Kościoła Świętego do poziomu fałszywych religii i kultów oraz tym, że „panowanie Chrystusa nad wszystkimi narodami zostało odrzucone”. Jakże wielu jest ludzi nazywających się katolikami, którzy wiarę Chrystusową umieszczają poniżej fałszywych religii i kłamliwych teorii. Bo czyż ktoś, mieniący się rzymskim katolikiem, a  żyjący podług doktryn antykatolickich lub niekatolickich, nie umieszcza nauki Chrystusowej na poziomie niższym niż różne kłamstwa, którym poddaje swój rozum?

Na pytanie dlaczego zdradzają w ten sposób wiarę świętą, ludzie ci mówią, że robią to w interesie pokoju. Fakty są jednak takie, że  grzeszą oni w dwójnasób – nie tylko uznają kłamstwo za prawdę, ale i uprawomocniają działania tych, którzy chcą w imię fałszywego pokoju całkowicie zniszczyć Mistyczne Ciało Chrystusa.

Jeśli wrogowie wiary mają dziś przewagę, to dzieje się tak tylko dlatego, że zbyt wielu katolików pozostaje w tej samej grupie, co oprawcy Chrystusa, którzy ukrzyżowali Go na Golgocie. To oni odmówili uznania Jego panowania. Tak samo i my odmawiamy Mu czci, na którą On zasługuje oraz nie walczymy o to, co należy się naszemu Panu, nie reagujemy, chociaż Jego Mistyczne Ciało jest przybijane do krzyża na naszych oczach.

To na nas  a nie na komunistycznych agentach i żołnierzach spoczywa główny ciężar odpowiedzialności za to niszczenie Kościoła. Stalinowscy żołnierzy, którzy wbijają gwoździe w Mistyczne Ciało Chrystusa są agentami, ale nie Kremla, ale naszej apatii, nielojalności i tchórzostwa. To nasz letarg, nasza niewdzięczność i zdrada ponownie krzyżują Chrystusa.

Teraz rozumiemy dlaczego  Matka Boża Fatimska poprosiła nas, abyśmy zmierzyli się po katolicku z problemami życia codziennego. Nie dziwi, że pokuta, której żąda jest w istocie uznaniem panowania Jej Boskiego Syna. W momencie, gdy my katolicy uznamy w pełni nasze obowiązki, komunizm stanie się bez znaczenia, tak samo, jak nieznacząca jest dziś herezja ariańska. Początek końca komunizmu nadejdzie, gdy my, katolicy, z wystarczającą gorliwością uznamy naszą niegodność i padniemy na kolana prosząc Matkę Bożą, aby wstawiła się za nami, byśmy stali się godnymi wiary, którą zostaliśmy obdarzeni. Zwycięstwo nadejdzie, gdy będziemy błagać Maryję aby nauczyła nas żyć według słów Modlitwy Pańskiej: „Przyjdź Królestwo Twoje, bądź wola Twoja jako w niebie, tak i na ziemi”.
 
Jeśli Ją zignorujemy…

Moim skromnym zdaniem, Fatima jest najważniejszym wydarzeniem stulecia; być może najważniejszym wydarzeniem od czasów Reformacji. Jest to pierwszy raz, wedle mojej wiedzy, gdy Niebo ostrzegło świat o grożącym mu zniszczeniu od czasów, gdy  nasz Pan przepowiedział Jerozolimie co ją czeka[5]. Objawienia w Fatimie podobne są także do  ostrzeżenia danego Sodomie i Gomorze, dwóm miastom, które zostały zniszczone z powodu tych samych grzechów, które dziś praktykuje się w skali globalnej za aprobatą rządów i całych społeczeństw.

Jednocześnie jest nam obiecane, że wszystko będzie dobrze, jeśli wykonamy to, o co prosiła Matka Boża Fatimska. Ona dosłownie prosi nas, abyśmy ratowali się przed konsekwencjami naszej własnej głupoty.

Jeśli zignorujemy Jej przesłanie, nie będzie dla nas ratunku. Niech dobry Bóg ma nas w swojej opiece.

Na podstawie: „Fatima Crusader”, nr 4, zima 1979-80. Tłumaczenie – red. „Triumfu Niepokalanej”. Drobne korekty – red. GM.

Matka Boża z Fatimy powiedziała: “Jeśli moje prośby zostaną spełnione, Rosja się nawróci i nastanie pokój; jeśli nie, Rosja rozprzestrzeni swe błędy po całym świecie, powodując wojny i prześladowania Kościoła. Dobrzy będą męczeni, Ojciec Święty będzie musiał wiele cierpieć, niektóre narody zostaną zniszczone”.

[1] André Marty – francuski komunista – przyp. red. GM.

[2] Charles Tillon – francuski komunista – przyp. red. GM.

[3] Josip Broz Tito – prezydent Jugosławii w l. 1953–1980 – przyp. red. GM.

[4] Valentín González – hiszpański komunista, po wojnie domowej w Hiszpanii zmuszony do emigracji do ZSRR, gdzie został wysłany do gułagu – przyp. red. GM.

[5] Fraser nie uwzględnił tutaj objawienia Matki Bożej z La Salette (1846 r.), w którym zapowiedziała wojny, kataklizmy i prześladowania.




Modlitwa do Bolejącego Serca Maryi

Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu. Panie, pospiesz ku ratunkowi memu. Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi świętemu, jak była na początku, teraz i zawsze i na wieki wieków. Amen.

  1. Współdzielę z Tobą, o Maryjo, Matko najboleśniejsza, ten smutek, który przeniknął najczulsze Twe Serce w chwili, gdyś usłyszała proroctwo Symeona. Matko Najdroższa, przez tak zasmucone Serce Twoje, uproś mi cnotę pokory i dar bojaźni Bożej. Zdrowaś Maryjo… 
  2. Współdzielę z Tobą, o Maryjo, Matko najboleśniejsza, ten ucisk, jaki przygniatał Najtkliwsze Twe Serce w ucieczce do Egiptu i podczas tam pobytu. Matko Najdroższą, przez tak strapione Serce Twoje, uproś mi cnotę szczodrobliwości, szczególnie dla biednych i dar pobożności. Zdrowaś Maryjo.
  3. Współdzielę z Tobą, o Maryjo, Matko najboleśniejsza, tę niewypowiedzianą i niepokoju pełną tęsknotę, która ogarnęła Twe Serce, gdyś zgubiła ukochanego Twego Jezusa. Matko Najdroższa, przez Serce Twoje tak ciężko dręczone, uproś mi „cnotę czystości i dar umiejętności. Zdrowaś Maryjo…
  4. Współdzielę z Tobą, o Maryjo, Matko najboleśniejsza, ten ból okrutny, który przeniknął macierzyńskie Twe Serce, gdyś spotkała Jezusa niosącego krzyż na Kalwarię. Przez Serce Twoje, tak goryczą przesycone, uproś mi Matko Najdroższa cnotę cierpliwości i dar mocy. Zdrowaś Maryjo…
  5. Współdzielę z Tobą, o Maryjo, Matko najboleśniejsza, to straszne męczeństwo, które wycierpiało mężne Twe Serce, gdyś stała pod krzyżem, patrząc na konanie Pana Jezusa. Matko Najdroższa, przez tak zbolałe Serce Twoje, uproś mi cnotę wstrzemięźliwości i dar dobrej rady. Zdrowaś Maryjo…
  6. Współboleję z Tobą, o Maryjo, Matko najboleśniejsza, nad tą raną, którą uderzenie włócznią w Serce Jezusa zraniło Twe najlitościwsze Serce. Matko Najdroższa, przez Serce Twoje tym sposobem najokrutniej przeszyte, uproś mi cnotę miłości bliźniego i dar rozumu. Zdrowaś Maryjo…
  7. Współdzielę z Tobą, o Maryjo, Matko najboleśniejsza, te srogie cierpienia, które rozdzierały Twe najmiłosierniejsze Serce przy pogrzebie Pana Jezusa. Matko Najdroższa, przez tak boleśnie rozdarte Serce Twoje, uproś mi cnotę roztropności i dar mądrości. Zdrowaś Maryjo… .

Módl się za nami Panno najboleśniejsza. Abyśmy się stali godnymi obietnic Pana Chrystusowych.

MÓDLMY SIĘ. Panie Jezu Chryste, prosimy Cię, niech teraz i w godzinę śmierci naszej przyczyni się za nami do miłosierdzia Twojego Przenajświętsza Maryja Panna, Matka Twoja, której duszę prze-szył miecz boleści w czasie męki Twojej. Który żyjesz i królujesz z Ojcem i Duchem świętym na wieki wieków. Amen. (300 dni odpustu za każdy raz. Pius VII., 14 stycznia 1815 roku).

Źródło: Nowy brewiarzyk tercjarski, wyd. trzynaste, nakładem prowincjałatu OO. Kapucynów w Krakowie 1928.

Ilustracja: Carlo Dossi, Matka Boża Bolesna.




Nowi przedsiębiorcy Maryjni

W święto Ofiarowania Pańskiego w kościele pw. Matki Bożej Częstochowskiej w Nowym Sączu Zabełczu została zawierzona Matce Bożej firma Volpex. Do zawierzenia właściciel wraz z rodziną przygotował się, odbywając 33 dniowe duchowe rekolekcje.

Prezes firmy Volpex podkreśla, że kto zawierzy się Matce Bożej, nie zginie. – Mam nadzieję, że ofiarowanie przełoży się na jeszcze lepsze relacje w naszej firmie – zauważa.

W parafii w Nowym Sączu-Zabełczu tradycja oddania Matce Bożej ma już co najmniej 4 lata. Zabełecki proboszcz też dokonał tego aktu. – Moje życie, powołanie, kapłaństwo od początku są związane z Maryją. Dla mnie oddanie było potwierdzeniem wyboru drogi, którą Ona pokazuje. W wyborze tej drogi ja sam się potwierdzam jako kapłan, czując wewnętrznie moc tego zawierzenia, która wyraża się w większej ufności, pokoju, pewności obranej drogi życia – mówi duszpasterz.

Źródło: Gość Niedzielny